First topic message reminder :

KTO: Vincent, Taya
KIEDY: po wprowadzeniu się do hotelu
GDZIE: Hotel

Vincent dość szybko się zaaklimatyzował w nowym miejscu. W ciągu tych kilku dni, udało mu się umówić na rozmowę o pracę w ratuszu, spotkać z kilkoma starymi znajomymi, odwiedzić babkę Bucket (kapuśniaczek za free? Zawsze) i doprowadzić się do ładu i porządku.
Pierwszego dnia po małej "domówce" z nim i Theo, Taya w dość...niecodzienny sposób odkryła, że jednym ze sposobów, utrzymania formy przez Edamsa jest parkour. Jak się o tym dowiedziała?
Ano w bardzo niefortunnym momencie postanowiła sobie dokuśtykać do biura, gdy programista akurat czynił przewrót z czwartego schodka. Dosłownie minęli się na milimetry, a zarówno Vincent i Taya prawie skończyli z zawałem serca. Sytuacja dość zabawna, ale do śmiechu im wtedy nie było. Gdy tylko Edams myślał, w jaki sposób mógł ją znokautować, to robiło mu się dziebko słabo.
Kolejne co odkryła, zupełnym przypadkiem to to, że ten lubi tańczyć. I jest w tym całkiem dobry. Zostawił kiedyś uchylone drzwi i ta przyłapała go na wygibasach.
Zgodnie z ich ustaleniami, Vincent pomagał w hotelu. Od prac typowo porządkowych, pomoc przy recepcji, w pubie na zmywaku, nawet w dostawach. Nie narzekał- w końcu dzięki temu miał gdzie spać. Był za to Crimson dozgonnie wdzięczny.
Tego dnia, w którym zaczyna się historia, nie miał dyżuru w pubie. Uporał się dość szybko z dostawami i zapukał do drzwi biura właścicielki. Otrzymawszy pozwolenie, podszedł do biurka.
- Skończyłem z dostawą. Mam coś jeszcze do roboty? - położył potwierdzenie przyjęcia paczek tuż przed nią - Jak noga?

No i klops. Różnica zdań i podejść.
- No... No tak powiedziałem, ale chodziło mi o to, że moja praca tutaj, to w zamian za odwleczenie zapłaty. - wydawał się być nieco skrępowany.
No bo tak naprawdę to znali się bliżej kilka, kilkanaście dni a ta mu robiła... No naprawdę duża przysługę.
- Taya... Nie, to nie w porządku, ja naprawdę chce zapłacić. - wydawał się tak łatwo nie podawać, mimo krawata zaciągniętego zbyt mocno na szyi. Poluzował go po chwili

- A ja naprawdę nie chcę żebyś płacił. Co teraz? - uniosła brew, odsunęła się o krok i złapała pod boki.
- Nie rozpleć sobie tego krawata, bo nie wiem kto ci go bedzie od rana wiązal, na pewno nie ja! - zamierzała sie wyspać, bo znów duzo pracowała ostatnimi czasy. Najwyraxniej rozmowe o pieniadzach wlasnie skonczyla definitywnie.
- Co dzisiaj ogladamy? zapomnialam.. - pokustykała do łóżka.

Taya się piekliła, a on zastanawiał się, czy jest tym zirytowany, czy jednak coraz bardziej rozbawiony.
- W takim razie zaproponuje kompromis. - powiedział zdejmując krawat i kładąc go na krześle. - Skoro nie pozwalasz mi zapłacić za nocleg, dasz się zaprosić do restauracji i wybierzesz sobie z karty, na co będziesz miała ochotę, nie bacząc na koszty.
Tak swoją drogą, to Taya nie wyglądała na taką, co dużo zje, hehe.
- Dzisiaj... Civil War i Spiderman. - rozwalił się wygodnie obok, jak co wieczór - Gotowa? - i kliknął play

- Nie - fuknęła na niego. Żadnego zabierania do restauracji, nei ma mowy.
Usiadła wygodnie, poprawiła się i podsunęla Edamsowi to co naszykowała.
- Gotowa - potwierdziła i oglądali...

Uniósł brew. Jak to nie?
- Ale nie, bo nie, czy nie bo nie chcesz się ze mną publicznie pokazać? Bo jak nie, bo nie, to ci oddam za nocleg - wzruszył ramionami.
A jak nie, bo jej było wstyd się pokazać z kimś aparycji gówniarza? Cóż, cios w dumę, się w sumie by się jej nie dziwił.
No to oglądali i przez jakiś kwadrans filmu, miał jakiegoś fakapa. Nie widział tego filmu wcześniej i nie widział tego, który mieli obejrzeć. Powtórzył jedynie do Avengersow, by Taya wiedziała o co chodzi.
A na Ant Manie mu się lekko przycięlo komara, więc nie do końca wiedział jak to się skończyło, hehe. Biedna Taya musiała go pewnie budzić, jak mu głowa opadła na jej ramię

- Nie, bo marudzisz nie wiadomo o co, a to tylko pokój. Nie tak, żebym miała kolejki do niego przecież, tak? - nie czekali ludzie przed drzwiami aż im opróżni pokój Edamsa i tam ich wpuści a jego wyrzuci. Miała wolne miejsce i tyle. Jej hotel. Może wynajmowac pokoje komu chce. I za jaką zapłatę chce.
- Vinc! Jaki on jest do ciebie podobny! - rzuciła po kilku scenach ze spidermenem, bo się musiała dobrze przypatrzyć, bo jej się wydawalo, że ma zwidy.

Nie poruszali już kwestii pokoju. Widać Edams wiedział kiedy należy odpuścić. Być może będzie mógł się jej kiedyś odwdzięczyć.
Oglądał i widać nie tylko on miał fakapa. Przekrzywił głowę na bok i zmrużył oczy.
- No faktycznie. Cool, jestem Spidermanem. Znasz już mój sekret - sięgnął po przekąskę - Może to mój dopelhganger?
A jeszcze większy fakap miał, jak wystartował film numer dwa.
- Ej, nie czaję. Przecież na koniec Civil War miał podbite oko, czemu tu nie ma? - zauważył luke i od razu się tym podzielił
I tu coś do niego dotarło.
- Jestem lustrzanym odbiciem piętnastolatka ugryzionego przez radioaktywnego pająka. Spadłem w rankingu. Do tej pory mówili mi, że wyglądam jak maturzysta. - stwierdził kwaśno

- Oj, czepiasz się. Może ma podklad i potrafi się malować - machnęła ręką, nie zwracając uwagi na takie szczegóły, po prostu oglądając film. Nawet jak pojawialy się tu czy tam pewne nieścisłośic czy bezsense.
- Ej no chyba bycie ugryzionym przez radioaktywnego pająka to nie spadek w rankingu, co? Mogłbyś się za niego przebierać, o ile teraz by cię ktokolwiek rozpoznał w takim stroju - popatała go po glowie, jakby był uroczym chomikiem.

Ouuuu...czy ona właśnie...OUUUUUUU ! Zmarszczył czoło, spojrzał na nią, z miną "SERIO?!" i zastopował film.
Tak. Taya przegła pałę, nawet w żarcie.
- Eeeeee...co proszę? - przekrzywił głowę na bok, a jeżeli chciałą go jeszcze raz popatać, to na pewno uniknął jej łapki.

Spojrzała na niego i pewnie prawie od razu poczerwieniała.
- Oj, przepraszam. Nie chciałam - odwróciła wzrok na zastopowany ekran i złapała w obie dłonie szklankę. Głupio jej się zrobiło.

Oh. No to super. Zacisnął usta tak, że tworzyły przez moment bardzo cienką linię.
- Słuchaj, ja sam sobie z tego żartuję, ale nie musisz mi dawać tak dobitnie do zrozumienia, że traktujesz mnie jak dziecko. - na obrażonego nie wyglądał, ale też nie na zachwyconego. Ciężko było rozszyfrować, jak tak naprawdę się czuje.
Niemniej jednak odpauzował film i Taya mogła się nim ewentualnie zająć, jeżeli nie postanowiła się w jakiś sposób wytłumaczyć.

Spojrzała na niego i widac było, że bardzo jest zmieszana i gdyby nie miała zajętych rąk pewnie nerwowo skubałaby nitkę w materiale. Może jednak miała Nainę gdzieś jako przodka? Tak to czasem wyglądało.
- Nie miałam nic złego na myśli. I nie traktuję cię jak dziecka przecież.. jeśli odnosisz takie wrażenie to przepraszam - znów opuściła wzroki wrócila w końcu spojrzeniem na film. Westchnęła ciężko, czując się niezręcznie.

Znów zastopował, gdzieś chwilę przed tym jak Ned odkrył tożsamość Spidermana. Chyba niepotrzebnie się uniósł męskim fochem. Westchnął cicho.
- Ehh...przepraszam Taya. Niepotrzebnie tak zareagowałem. - w zakłopotaniu przeczesał włosy dłonią -Po prostu....jestem....chyba już zaczynam być zmęczony tym, że nikt mnie nie bierze na poważnie. Wszyscy mnie traktują jak maskotkę - zwierzył się w końcu - A ja w końcu chcę, by mnie zaczęto traktować serio. Jak dorosłego człowieka, którym już od dawna jestem.
Uśmiechnął się nieco niemrawo, ale jednak to był uśmiech.
- Przepraszam. Udajmy, że nie było tematu, okej?

- Nic się nie stało.. Nie powinnam była - wzruszyła ramionami, ale już nie patrzyła na niego. No co ona może, że był uroczy jak opchany marchewką chomik? Nie jej wina! Ale nie powinna była tak reagować, nawet jeśli nie miała nic złego na myśli.
- Jasne - skinęła głową, czekając aż włączy film.

Taya nie podjęła dalej tematu, on uznał, że tematu tego nie było, więc oglądali dalej. Akurat moment był dobry, bo było to jeden z lepszych komediowych momentów tego filmu, więc Edams szybko zaczął się beztrosko śmiać i miejmy nadzieję, że Crimson też szybko zapomniała o wtopie. Nie było co się nad tym szczypać, prawda była taka, że jego wściekanie się nic nie zmieni. Był skazany na pobłażliwie podejście, zapewne na wiele lat.
A potem pojawił się najlepszy plot twist tego filmu.
-Że cooooo? - zapowietrzył się chyba tak samo jak główny bohater, przez co wyglądali autentycznie jak przez kalkę rysowani.

Było to dla niej niezręcznie i myślała że dla niego też, więc wolała nie mówi dalej na ten temat A skupić się na oglądaniu filmu który mieli włączony.
Spojrzała na Vincenta gdy obydwoje z aktorem mieli bardzo zdziwiona minę i wyglądali identycznie. Uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona.

Spiderman uratował co miał uratować, zakończyło się happy endem, finito. Kolejny film Marvela odhaczony. Ale ten Spidey głupi, mógł być Avengersem! Jednak nie był aż tak podobny, przynajmniej charakterowo.
- Spoko film - przeciągnął się z zadowoloną miną i wstał, by nalać obojgu soku Akurat tego dnia był porzeczkowy, Edams zapamiętał ten drobny fakt. A potem wykonał ten dziwny gest palcami w kierunku Tayi, jakby miał wystrzelić w nią sieć, wydając z siebie coś w rodzaju "Psiuu!"

Parsknęła, obserwując go.
- Dobra dobra, może jesteś podobny, ale co najwyżej z twarzy - odebrała od niego sok i opuściła nogi na ziemię. Napiła się i zerknęła na Edamsa.

Ooo, że co? Czy ona dzisiaj zaczynała osiągać kolejne wyżyny złośliwości? Bo to wyglądało jak wyższy stopień friendzony. Level Edams.
- Mam nadzieję, że chodzi ci o charakter postaci -powiedział nadal wciąż rozbawiony, więc jeszcze granicy nie przekroczyła.
- Bo jeżeli mi sugerujesz, że jestem suchoklatesem, to będzie dziś Twoja druga wpadka i skończą ci się na dzień dzisiejszy karneciki mej wyrozumiałości. - podparł dłonie na biodrach.
Być może chodziło o to, że nosił koszulki nieco za duże , do tego bluzę i mógł wyglądać chechławo? Albo nigdy się nie przyjrzała, gdy coś nosił?

- dobra. Ja już się nie Odzywam dzisiaj więcej - podniosła się na zdrowej nodze i sięgnęła po kule. Oczywiście wcześniej odstawiła szklankę z sokiem.
Wolała mu już nie mówić co miała na myśli. I faktycznie zwykle chodził w luźnych ciuchach A ona niespecjalnie sie przyglądała.

- A-a-a-a, chwila moment pani Crimson - usadził ją (rzecz jasna ostrożnie) z powrotem. Nadal nie wydawał się zły. Być może film mu na tyle poprawił humor, że już nie był taki drażliwy na tym punkcie. A może to "patanie" po główce go po prostu drażniło,a nie same żarty? Taya pewnie dojdzie do tego metodą prób i błędów.
- Nie odpowiedziała mi Pani na pytanie. Nie będę się wściekał, słowo - uniósł palce na znak przysięgi

Dupnęła na łóżko ciężko, bo nie upierała się z zachowaniem równowagi skoro zdrowa miała jedną nogę jedynie.
- no.. to drugie - przyznała i poprawiła kosmyk włosów, który opadł jej na twarz.

Ouuuu, cios w dumę numer 64269! No... Może 64268.
- Och, pani Crimson, serce mi krwawi ZNOWU - powiedział to tak dramatycznym tonem, że Taya mogła mieć 100% pewności, że się zgrywa. Przyłożył teatralnie dłonie do serca, a miny mógł mu pozazdrościć mały kotek wyrzucony do rowu.
- Zastanówmy się... powinienem cię wyprowadzić z błędu - udał, że się zastanawia.
Fakt - Taya miała prawo myśleć, że co prawda nie ma nadwagi, ale typ jego pracy sprzyjał lekkiemu brzuszkowi, a jeżeli nie to płaskiej, zapadniętej klacie.

- widzisz, krwawi bo drążysz temat - starała się siebie usprawiedliwić, bo faktycZnie mogło to wyglądać jakby jechała po nim i nabijala sie z biednego Vincenta, a tak przecież nie było, albo raczej ona tak tego nie odbierała. Tylko no... źle wyszło. Ale nie mogła się wtedy powstrzymać żeby go nie popatać po tej zabawnej czuprynie. Ot takie lekko macierzyńsko opiekuńcze instynkty.

Uśmiechnął się kącikiem ust. Dobrze wiedzieć. Chyba za pierwszą wypłatę kupi coś w normalnym rozmiarze. Cenił sobie wygodę, ale widać nie był to dobry pomysł na dłuższą metę. Zresztą do pracy w ratuszu będzie potrzebował czegoś normalnego.
- No trudno. Nie pozostawiasz mi wyboru - i zapewne ku przerażeniu Tayi, zdjął bluzę i jeżeli ta to nie powstrzymała również i przydużą koszulkę z logiem Google ( pewno fant ze stażu).
Nope. Nie było to, czego się spodziewała. Thor to nie był, ale też nie suchoklates.
- Chyba nie myślisz, że skaczę po piętrach, bo tak naprawdę jestem kangurem - powiedział rozbawiony

Do ratusza zdecydowanie będzie potrzebował większej ilości koszul, to na pewno. A w koszulach można wyglądać całkiem, całkiem..
- No chyba nie zamierzasz mi się tutaj rozbierać?! - ale jednak zamierzał najwyraźniej, bo po bluzie ściągnął koszulkę i Taya schowała twarz w dłoniach i spojrzała na niego przez palce, ale tylko na twarz! Była trochę wstydliwa, fakt, ale też kto by się tak nie zachował jak jej się tu facet rozbiera? A jeszcze wcześniej mu pojechała po jego męskim ego..
- Dobrze, dobrze, przyznaje rację, ubierz się lepiej - nawet na niego nie popatrzyła tak naprawdę.

Vinc uniósł brew ku górze. Czy ona aby nie była kiedyś mężatką? Chyba widziała chłopa bez koszulki?
- No już nie przesadzaj. Godzinę temu mnie traktowałaś jak chomika. Przecież mam na sobie spodnie. - parsknął - Spaliśmy w jednym pokoju, gdzie miałem na sobie same spodenki do spania! - przypomniał

- I byłeś zawinięty w koc, dość szczelnie - przypomniała my, bo tak było przecież.
- I nie traktuje Cię jak chomika.. przepraszam - podniosła się, podpierajac lekko na jednej kuli.
- Nie musisz mi niczego udowadniać, dobrze? Po prostu.. jesteś uroczy. Nie mówię tylko o wyglądzie. Czasem mam ochotę Cię po prostu wyściskać jak taki zadowolony przychodzisz i przynosisz mi.. nie wiem. Nowa mieszankę cczerwonej herbaty, bo znalazłeś w sklepiej - tak, zrobił tak kilka dni temu. A Taya chyba była przed jakąś konkretną fazą cyklu, bo z rozczulenia to prawie miała łzy w oczach.
No taki był uroczy!

Booooom headshot! Taya się wyspecjalizowała w waleniu tekstów, po których miał ochcotę się położyć i nakryć pięcioma kocami.
Uroczy. Był UROCZY. Zaprawdę powiadam wam, Edams awansował w rankingu friendzony, jeszcze bardziej. Niedługo zostanie jej królem.
- Zastanawiam się, czy powiedzieć "awwwwww", czy się przytulić do ściany i walić w nią głową. - powiedział, z trudem ukrywając rozbawienie - Taya...żaden facet nie chce słyszeć, że jest uroczy. To jest całkowite zaprzeczenie bycia facetem. To tak jakby powiedzieć kobiecie, która się w Tobie buja, że...jest dla mnie jak siostra. - to chyba stosowne porównanie - Albo, że czuje się przy niej jak przy drugim ziomku
Tyrpnął ją w nos palcem
- Nawet jak tak myślisz, to mi tego nie mów, deal?
Zapadła chwilowa cisza.
- Ale doceniam, że masz czasem ochotę mnie wyściskać - uśmiechnął się kącikiem ust.
Nie, nie ubrał się.

Taya friendzonowałaby chyba każdego, gdyby wiedziała że jest taka możliwość. Na przestrzeni tych czterech lat nikt też nie był nią zainteresowany... chyba. A przynajmniej ona tak uważała. Mogła po prostu ewentualnego adoratora nie zauważyć.
- no dobrze, dobrze, nie będę Ci nic takiego mówić już -zapewniła go, ale zapewne będzie po niej widać jak będzie o krok od takiego "awww" jak coś zrobi.
- tylko Nie uważam Cię za dziecinnego, nie myl pojęć, dobrze? - dodała po chwili, marszcząc nos gdy w niego stuknął.
-jaaak.. Cię będę mogła czasami wyściskać to obiecuje nie mówić że jesteś uroczy! - jakoś musiała zareagować na te jego uroczosc.
I nadal patrzyła mu na twarz, bo, poza wszystkim innym, uważała ze to chamskie tak go obczajać.

śmiechnął się pod nosem znowu. Niech jej będzie.
- W porządku. – pokiwał głową. I tak sobie stali przez moment, patrząc się na siebie.
Warga mu zadrżała nieznacznie w powstrzymanym śmiechu. Przybrał znów poważmy wyraz twarzy.
- W pełni rozumiem twoje wątpliwości, ale natychmiast je rozwieje. Zezwalam. – pauza – Możesz dotknąć - wycelował palcem w swój tors.
…
Nie wytrzymał nawet dwóch sekund, bo parsknął śmiechem i się odwrócił. – Przepraszam! Nie mogłem sobie odmówić widoku Twojej miny! – rechotał, kręcąc głową. Pochylił się po koszulkę, która leżała gdzieś na ziemi i Crimson już miała widok wyłącznie na jego plecy.
Taaa…przez takie akcje, to na pewno go będzie traktować jak dorosłego.
- Nie musisz się obawiać, że będę cię molestować – zachichotał nie do końca chyba przemyślawszy, jak ona może to odebrać.

-stuknij się w czoło, dobrze? Nie zamierzam Cię macać - też była rozbawiona tym komentarzem, ale fakt, nie pomagał sob Ie takimi uwagami. Wydawał się przez nie dziecinny, a przecież wiedziała że taki nie był.
Spojrzała na jego plecy, w końcu teraz to nie było chamskie gapienie się, a było też na co popatrzeć.

- Hej, hej…ja tylko rozładowuje atmosferę. – zaśmiał się, gdy kazała mu się puknąć. Wsunął za duży t-shirt na ciało i już mogła czuć się bezpiecznie.
Przeczesał włosy dłonią, bo przez ten striptiz się mu mocno rozkopały. Uśmiechnął się do niej.
- Kurczę…zdałem sobie sprawę, że będę tęsknił za tymi filmowymi wieczorkami, jak już zamieszkam z Theo. Choć pewnie to tylko rozwiązanie tymczasowe, skoro nie zamierza tu zostać zbyt długo. I niech stracę, będę tęsknił za tym pseudozdrowym jaglanym cosiem - zaśmiał się znowu.

- przecież nie wynosisz się na drugi koniec świata, nie? Możesz wpadać.. możemy raz w tygodniu coś obejrzeć. Może Theo też będzie chciał? zasugerowała, bo mogli oglądać i we trójkę.
- proszę mi tutaj nie wyzywać sernika, tak? Jadles aż Ci się uszy trzesly - jak mały chomik, chciało by się dodać!

- Niech będzie, smakowało mi. Co nie zmienia faktu, że jest jaglane – parsknął, ale po chwili znów spoważniał.
Jakby jej to powiedzieć…by nie urazić. Co jest w tym momencie niewykonalne ?
- Em…Taya… - odchrząknął – Nie wiem… - zawahał się. – Nie jestem pewien…czy chciałabyś kolejnych przykrych plotek. A jest ich ostatnio więcej…po tej akcji z nogą – nie chciał mówić wprost, ale Theo dołożył do pieca. – Wiesz, kiedyś ja tu mieszkam, to naturalne, że się często widujemy…ale jak będę tu przychodził często specjalnie…no wiesz – uśmiechnął się nieco ponuro – Nie chcę, żeby o Tobie źle mówili. To małe miasto. Za małe.
W Nowym Jorku, mogliby chodzić w stroju kury i koguta i specjalnie nikt by się nie przejął. Tu wystarczyło nieodpowiednie spojrzenie czy chwycenie za rękę w złym momencie, by sobie dośpiewać teorię.

- Jakbym ci nie powiedziała, to byś nawet nie wiedział - a zjadał ze smakiem, niech jej tu teraz nie mówi głupot. Smakowało mu i koniec.
Wysłuchała go i splotła ręce na piersi, cofając się o pół kroku. No tak, plotki ciągnely się za nią jak.. Rozumiała, że Vinc może tego nie chcieć, od samego początku byc z nią kojarzonym. Chociaż trochę obrócił kota ogonem, ale nie miała mu tego za złe.

Taya się wycofała o to pół kroku, co wcale mu się nie spodobało. Nie chciał by to opacznie zrozumiała a każda baba wszystko rozumie opacznie.
- Taya... - skoro ona cofnęła się to pół kroku, to on pół kroku postąpił ku niej. Nieco niepewnie chwycił za jej łokieć i jeżeli na to pozwoliła, to rozluźnił ten splot i sięgnął do jej nadgarstka.
- Miałaś i tak przez ostatnie lata pod górkę i nie zasłużyłaś na te kłamstwa, które o Tobie opowiadają. Nie chcę ci jeszcze dokładać, to wszystko. - w sumie niepotrzebnie to mówił. Mógł po prostu się wykręcać od zbyt częstych filmowych wieczorków i tyle. Nie przemyślał tego.
Mógł...też się po prostu nie przejmować. Bo czemu miałby? Czemu się więc przejmował, mimo wszystko ?
-Gdybym...miał wybór...to wolałbym tu zostać - bąknął w końcu, uciekając wzrokiem gdzieś na bok.

Nie spinała się, pozwoliła mu złapać się za nadgarstki i podniosła na niego wzrok.
- Jedyne co zauważyłam, to to, że nie wiem co musiałabym robić, żeby nie plotkowano o mnie. Nie da się. Zawsze coś będą mówić. Ale.. jeśli nie chcesz, żeby plotkowano też o tobie, w moim kontekście to rozumiem - uśmiechnęła się, chociaż smutno. Nie była w końcu na niego zła.
- Przecież możesz zostać - odpowiedziała zaraz. W końcu mógł, co za problem?

Cieszył się, że ta nie unika kontaktu, bo nie chciał też się szarpać. Znaczy nie szarpałby się, ale wiadomo o co chodzi.
-Zrobili z Ciebie kozła ofiarnego - rzucił kwaśno. - Taya...nie obchodzą mnie plotki,a przynajmniej te, które by nas dotyczyły. Ale wiem, że mnie mogą nie obchodzić, ale Ciebie tak. W końcu prowadzisz swój biznes, a opinia w biznesie jest ważna
Kiedy oni się tak ze sobą zżyli ? Ile on tu był? Dwa tygodnie? Stracił rachubę.
- Jeżeli jutro się uda, zacznę pracę w urzędzie. Nie będę miał czasu, by tu więcej pomagać. A urzędnik nie zarabia aż tyle, by mieszkać non stop w hotelu - uśmiechnął się - Zwłaszcza w Rode. Zresztą...już obiecałem Theo, że mu pomogę. A za jakiś czas pomyślę o czymś swoim. Jakiś wynajem czy coś
Zanotował, że nadal trzyma jej nadgarstek, więc odchrząknął cicho i go puścił, mruknąwszy "sorka"

Fakt, zżyli sie mocno, bo jakoś dobrze im sie przebywało ze sobą. Łatwo, o ile można tak to nazwać.
- Nie tylko ze mnie przecież, to nie tak, że jestem tu najbardziej pokrzywdzona.. po prostu najłatwiej tworzyć plotki z tego, co sie w moim życiu działo i tyle.. - wydawalo sie, ze aż tak jej to nie boli, w koncu musiala sie uodpornić by przetrwać ten cały czas.
- Nie wymagam od ciebie dalszej pomocy, a cenę za hotelową dobę można zmienić na cenę za pokój. Jeśli nie masz nic przeciwko.. Ale tak, obiecałeś Theo - uśmiechnela się lekko znów. Spojrzała na jego ręce na moment, gdy ją puscil, a potem wrocila spojrzeniem do twarzy Vinca.

Obiecał Theo, to obiecał. Nie łamał danego komuś słowa, nawet jak mu to trochę w smak nie było. Musiał być konsekwentny.
-Obiecałem. - pokiwał głową - A co do plotek...mam wrażenie, że im ktoś uczciwszy w tym mieście, tym bardziej o nim plotkują.
Zapadła trochę niezręczna cisza. Odchrząknął cicho.
- To... - rozłożył ręce i uniósł brew ku górze - Uściskasz chomiczka?

Uśmiechnęła się szerzej, ale w sumie patrząc na niego to nie wiedziała komu to przytulenie było batdziej potrzebne.
- To jest nie fair! - podeszła do niego i objęła Edamsa za szyję, jedną rękę opierając ja jego potylicy i przytulając do siebie, byli podobnego wzrostu więc nie bylo z tym problemu.
- Jak sam sie nazywasz w ten sposob, to ja tez chce mieć taka możliwosc.

Zaśmiał się cicho i objął ją w pasie. Jak miło. Przymknął na moment powieki i aż westchnął cicho.
- Zapomnij. Mam na to monopol. Tak jak nazywanie mnie karłem, hobbitem, gówniakiem, licealistą i dzieciakiem. - wyliczał, kiwając się lekko na boki.
Tia. A on czuł...nic. Null. On chyba naprawdę miał ze sobą jakiś problem. Przytulał piękną, atrakcyjną kobietę, ale ani myślał, postąpić krok na przód, bo same problemy by z tego były i głupie tłumaczenie. Za wysokie progi, kolego.
To znaczy umówmy się. Ciało reagowało. Ale umysł nie bardzo.

Wcisneła nos w jego szyję i tak stała, zamykając oczy. Ona nie wiązala z tym zadnych podtekstow, traktowała go jak dobrego znajomego, choc minelo w sumie malo czasu.
- Czemu karłem? Nie jesteś przecież niski - nie odsunęła się od niego, Vinc mogl slyszec, ze oddycha spokojnie i miarowo, chyba jej to odpowiadalo.
A co do wzrostu to ona była wysoka, nie on niski, wiec..
Odruchowo pewnie kiziała go po wlosach.

Gdy wcisnęła nos w jego szyję, aż drgnął lekko. Okeeeeeej. To się rozwija chyba bardzo szybko i nie bardzo wiedział w jakim kierunku. Czy ona właśnie mu wysyłała jakieś sygnały?
- No wiesz...przeciętny mężczyzna jest na pewno wyższy. 180-185cm to według kobiet taki standard, by w ogóle się zainteresować facetem. Facet niższy a jak już niższy od kobiety, jest na przegranej pozycji. Uwarunkowania genetyczne. - pogładził ją po plecach. - Odwieczne pytania facetów zadawane wujkowi Google, które analizowałem na stażu. Ile zarabiać, ile wzrostu, ile w gaciach, ile metrów kwadratowych mieć. I pompki do celów wiadomych. - poklepał ją po pleckach. - No, mój staż obfitował w takie dziwne zadania.

Coż, dla Tayi nie było w tym podtekstu. Po prostu tak było wygodnie. Cofnęła się, poprawiła mu włosy, bo nie mogła się powstrzymać.
- A przeciętna kobieta niższa. Co teraz? - uniosła lekko brew - To ile sobie wzrostu wymyśliły kobiety za odpowiednie nie znaczy, że taka jest średnia wzrostu - tak samo z innymi.. wymiarami, ale tego nie powiedziala na glos.
- Toś się ciekawostek naczytał - parsknęla - I teraz masz takie, skrzywione podejście. Tak ci się spieszy, że ci to przeszkadza?

Uśmiechnął się nieco nerwowo. Może lepiej by nie mówiła pewnych rzeczy na głos, tak lepiej. Natomiast następnnego pytania...cóż, chyba nie zrozumiał .
- Ee...spieszy ? Do czego? - odchylił głowę i spojrzał na nią zdziwiony. - Nie czaję.
Zaiste.

- Do związku, ze sie przejmujesz tym, co sobie przecietna kobieta ubzdurala - wyjasnila cierpliwie.

Ooooo nie. Nopenopenopenope.  Zaśmiał się nerwowo.
- Boże nie, nie ma mowy. - parsknął - Ja związek, mnie ten temat w ogóle nie jara i w ogóle to wszystko... - zaśmiał się znowu i uznał, że wygląda to równie nienaturalnie, jak się czuł.
Odchrząknął nerwowo. Równie nerwowo się uśmiechnął. Oparł dłonie na biodrach. Spojrzał w sufit. I w podłogę. I w obraz na ścianie.

- Dobrze, dobrze, nie moja sprawa z kim się związesz, nie? - no więc Taya odniosła wrażenie, że Vincent sugeruje, ze związek z kobietą to nie bardzo, a nie ze zwiazek w ogole nie bardzo.