KTO: Vincent, Taya
KIEDY: po wprowadzeniu się do hotelu
GDZIE: Hotel

Vincent dość szybko się zaaklimatyzował w nowym miejscu. W ciągu tych kilku dni, udało mu się umówić na rozmowę o pracę w ratuszu, spotkać z kilkoma starymi znajomymi, odwiedzić babkę Bucket (kapuśniaczek za free? Zawsze) i doprowadzić się do ładu i porządku.
Pierwszego dnia po małej "domówce" z nim i Theo, Taya w dość...niecodzienny sposób odkryła, że jednym ze sposobów, utrzymania formy przez Edamsa jest parkour. Jak się o tym dowiedziała?
Ano w bardzo niefortunnym momencie postanowiła sobie dokuśtykać do biura, gdy programista akurat czynił przewrót z czwartego schodka. Dosłownie minęli się na milimetry, a zarówno Vincent i Taya prawie skończyli z zawałem serca. Sytuacja dość zabawna, ale do śmiechu im wtedy nie było. Gdy tylko Edams myślał, w jaki sposób mógł ją znokautować, to robiło mu się dziebko słabo.
Kolejne co odkryła, zupełnym przypadkiem to to, że ten lubi tańczyć. I jest w tym całkiem dobry. Zostawił kiedyś uchylone drzwi i ta przyłapała go na wygibasach.
Zgodnie z ich ustaleniami, Vincent pomagał w hotelu. Od prac typowo porządkowych, pomoc przy recepcji, w pubie na zmywaku, nawet w dostawach. Nie narzekał- w końcu dzięki temu miał gdzie spać. Był za to Crimson dozgonnie wdzięczny.
Tego dnia, w którym zaczyna się historia, nie miał dyżuru w pubie. Uporał się dość szybko z dostawami i zapukał do drzwi biura właścicielki. Otrzymawszy pozwolenie, podszedł do biurka.
- Skończyłem z dostawą. Mam coś jeszcze do roboty? - położył potwierdzenie przyjęcia paczek tuż przed nią - Jak noga?

Pracowała na siedząco, niewiele się ruszając, jak można się spodziewać. Vincent więc raczej nie miał zwykle problemów ze zlokalizowaniem Tayi gdzies w okolicy hotelu czy pubu.
Starała się nie wymagac od niego za wiele, obniżając mu w myślach stawkę za hotel, na tyle by na tym nie tracić i doliczając czas pracy i w ogóle sobie to całkiem zgrabnie rozplanowała. To tylko jeden jednoosobowy pokój, ale przecież hotel nie był duży. Tak czy siak, Vincent był domyślnie wpisany w koszty.
- Nie, nie, starczy ci na dziś - wzięła w rękę kartkę, spojrzała na nią i sięgnęła po odpowiednią teczke w szafce z boku. Dobrze, że miała krzesło z kółkami, mogła ise odpychać zdrową nogą i nie wstawać co chwila. Wpięła kartkę w odpowiednie miejsce i odstawiła segregator.
- Znośnie, nie jest najgorzej - uśmiechnęła się - Ale cóż, musi się zrosnąc po prostu - pomijając to, że ciągle brała za małe dawki tabletk przeciwbólowych.
- To co robisz resztę dnia? - zainteresowała się.

Kochana Taya! I tak miał zamiar jej oddać całą kwotę, ale wpierw a) musieli go przyjąć do pracy b) musiał dostać wypłatę c) musiał odłożyć na tyle, by mieć nadal za co żyć. Zapewne więc chwilę to potrwa. Zarobki w Rode były raczej niskie.
Dziwił się trochę, że Crimson nie zdecydowała się na krótszą, acz droższą terapię. Być może hotel nie przynosił aż takich zysków, jak Edams myślał? A może po prostu wolała przyoszczędzić?
- Cóż... Nie mam żadnych specjalnych planów. Myślałem otworzyć paczkę chipsów i obejrzeć jakiś film. Ściągnąłem pokaźną kolekcję filmów Marvela z XXI wieku. - to były filmy! Superbohaterowie, pościgi, akcja, spektakularne walki ! Często też licha fabuła, ale oj tam.
Spojrzał na Taye. Zawahał się przez moment, ale w końcu wypalił.
- Chciałabyś coś obejrzeć? To stare filmy, oparte na starych Marvelowskich komiksach o superbohaterach... Ale całkiem spoko się je ogląda, jak się przymknie oko na tamtejsze efekty specjalne.

Spojrzała na zegarek w telefonie, spojrzała na to, co ma do roboty.. Popukała paznokciami w blat.
- Wiesz co, daj mi pól godziny. Podejść do ciebie jak skończę? Chyba, że nie chcesz czekać, to możesz obejrzec sam - dodała zaraz. W końcu mógł nei mieć ochoty na czekanie az Taya skończy papierologię, która mogła nei kończyć się nigdy.. Praca na wieki, tak naprawdę.

O dziwo...Taya się zgodziła. Nie przeszkadzało mu to, ale też ucieszył się, że dała mu te pół godziny. Jego pokój wyglądał trochę jak pobojowisko.
- Okej, poczekam, nie ma problemu. To załaduje Kapitana Amerykę, żebyśmy lecieli chronologicznie. A potem Iron Man 1. - uśmiechnął się i wyszedł.
Kiedy mieszkał ze współlokatorem, bałagan nie był problemem. Josh ( jak on miał na nazwisko? Coś na g . Gramp? Grand?) byl tak jebnięty na punkcie porządku, że robił wszystko za niego. Teraz... No cóż. Vincent musiał ekspresowo uprzątnąć bajzel. Wywietrzyć pokój, ciuchy z krzesła do szafy, bajzel z biurka do kartonu, śmieci do kosza, buty pod łóżko, które nota bene trzeba było doprowadzić do stanu używalności.
Pół godziny później , Taya weszła bez obaw, że się gdzieś przyklei.
- Kapitan Ameryka może być ciut nużący w porównaniu z innymi, ale trzeba go obejrzeć, bo potem ciężko się połapać - wyjaśnił podpinając głośniczek do laptopa

Jej serce mogłoby nie wytryzmać takiego widoku, w końcu to jej ukochany hotel, a doprowadozny do takiego stanu! Co prawda stan nie był wcale zły, po prostu trochę nieogarnięty, ale kto wie jak tam hormony pani Crimson zareagują na to i czy się na przykład nie poplacze.
- Wierzę ci na słowo, nigdy nie oglądałam ani jednego z tych filmów - zamknęła za sobą drzwi i pokuśtykała pewnie na fotel, chcąc się tam usadowić, bo jednak łóżko było Edamsa i bez zaproszenia było dziwnie jej tam siadać.

Taya szybko została zawrócona z krzesła.
- Nienienie, krzesło nam się przyda. - wskazał jej łóżko. - Będzie ci znacznie wygodniej. - zapewnił klepiąc poduszkę, którą dla niej przygotował. - A nogę na krzesło, powinnaś ją odciążać - tu też znalazł się jasiek, który sprawiał, że kończyna byłaby wyżej
Jeżeli Taya się zgodziła, Vinc podszedł do TV i podpiął komputer kablem i mieli małe kino domowe
- Soku porzeczkowego nie mam, ale mam Colę lub wodę - rozwalił się obok Tayi wygodnie i nalał do szklanki tego co chciała

- Oj.. dziękuję - trochę sie speszyła tym calym set-upem dla jej kalekiej nogi, ale usiadla jak prosił, bo wiedziała, ze tak bedzie o wiele wygodniej. Poprawiła się na poduszkach.
- Cola niech będzie.. zwykle nie piję, ale skoro bawimy się w kino.. - usmiechneła się do Edamsa i przyjęła szklankę.
- Mamy coś do chrupania?

Vincent wydawał się być zupełnie nieskrępowany bliskością Tayi. Pytanie czy był obyty z kobietami czy wręcz przeciwnie.
- Jak kino to przydałby się i popcorn. No ale musimy się zadowolić chipsami... Mam paprykowe i zieloną cebulkę...i paluszki - podał jej jedną z misek. - No to hop - kliknął w laptopie play i mogli zacząć oglądać.

Poprawiła się jeszcze, zapadając sie w łóżko i sięgnęła po chipsy, pewnie zabierając je z ręki Edamsa. Pryzwyczaili się już jako tako do siebie więc mogła sobie na to pozwolić.
- Mogłeś mówić, przecież można zrobić..- jakby nie było mieszkała tutaj.
- No nic, skoro masz całą serię to następnym razem zrobię popcorn. - zamilkła już i oglądała...

Uśmiechnął się do siebie. Czekało ich w takim razie wiele filmowych wieczorów.
- Ale wiesz, że to ponad... No że trzydzieści filmów fabularnych? - zaśmiał się cicho - A popcorn nadrobimy następnym razem. - czyli pewnie jutro. Bo z Marvelem to już tak było, że szybko się wciągało.
Oglądali. Jeżeli Taya w międzyczasie zadawała jakieś pytania, to jej tłumaczył pewne bo zawiłości uniwersum. Vinc oczywiście się chichrał pod nosem na widok Red Skula, który był dość absurdalnie stworzoną postacią.
W końcu Kapitan Ameryka się obudził we " współczesnym" ( znaczy XXI wieku) świecie i pojawiły się napisy.

Pewnie o coś podpytywała, bo nie miałą pojęcia co i jak, ale obiecala zrobić research przed poprzednim filmem, żeby chociaż trochę się interesować.
- Nie wiem jak mamy obejrzeć te trzydzieści filmów.. to nam zajmie wieki! - stwierdziła po obejrzeniu.
- Ale ten faktycznie był trochę.. nudny - przyznała zerkając na Edamsa, on się wydawał fanem, więc nie chciała go urazić.

- E tam. Jakby tak łykać z dwa filmy co wieczór, to góra dwa tygodnie. Przy jednym filmie, miesiąc. - chociaż tyle to on tu nie zostanie raczej. Pewno niedługo przeniesie się do Theo. Chociaż... Czy był to dobry pomysł, skoro Chambers raczej nie miał zamiaru być tu zbyt długo? Nie chciał pewnego dnia się obudzić z ręką w nocniku, bez miejsca do życia.
- Ano, Kap. Ameryka jest dość nużący... Ale niezbędny by zrozumieć kolejne filmy. Iron Man jest świetny, jeden z moich ulubionych. - zapewnił ją. Oczywiście nie musiała zostawać jeśli nie chciała.
A jeżeli chciała to zapewne wcisnęli play i rozrywka była tym razem przednia.

- Nie wiem czy udaloby nam się oglądać codziennie coś, więc pewnie to się rozciągnie. Możesz oglądać sam jakby co, ja nie zawsze bede mogla dolaczyc - poprawila się, przeciagnela i nalałą sobie więcej coli albo poprosiła o to Edamsa.
Stłumiła ziewnięcie
- Dobra, skoro mówisz, że lepszy.. - zgodziła się, chociaż obawiała się, że mówi tak tylko, żeby chciałą obejrzeć kolejny! Ale że Iron Man wciąż był całkiem przystojny, nawet tyle lat później, to oglądała z zadowoleniem. Oczywiście zwracałą też uwagę na fabułę i tak dalej, ale nie ukrywajmy - kobiety jednak często oglądały ten film te lata temu, żeby sobie popatrzeć na glownego aktora.
- Ten był lepszy - przyznała po filmie i potarła oczy.

Szczęśliwie Taya dała się przekonać i została. Dzięki temu być może nabrała ochoty na kolejne filmy- a przynajmniej te w których występował Iron Man.
- Lubię postać Tony'ego - stwierdził wciskając pauzę, bo już kolejnego na bank nie obejrzą. - W porównaniu z kryształowym Kapitanem Ameryką, ten jest zdecydowanie bardziej ludzki - zauważył .
Również się przeciągnął bo długo leżał w jednej pozycji.
- No to w kolejce Iron Man 2 i Thor 1

Rozjechala się na łóżku całkiem i spojrzała na niego.
- Padam na twarz już. Czyli następny reż z tym aktorem? Dobrze. - Pokiwała głową lekko, bo kto by odmówił oglądania tego aktora?
- Czyli do zobaczenia jutro? Dam Ci znać jak skończę, ok?

Pokiwał głową. On zamiast na aktorów, zwracał uwagę raczej na dobrą bitkę i efekty - jak to facet. Ewentualnie starał się udawać że jara się ładnymi aktorkami.
Dnia następnego, już uzbrojeni w popcorn, wzięli się za dwa klasyki, gdzie Taya mogła sobie pooglądać dodatkowe męskie ciacha. Vincent za to kiwał aprobująco głową na wygibasy Black Widow. A potem był Thor z Lokim, gdzie Vincent zdecydowanie był #teamLoki.
- No błagam Cię. Bez Lokiego bym usnął.- parsknął, gdy wdali się w dyskusję o filmie. - Z praktyki wiem, że Loki bardziej nadaje się na króla, jest cwańszy

- Noo.. Ogólnie nei było najgorzej, chociaz wolę Thora? - która kobieta nie wolała w sumie? Chociaż gdyby dac im wybór.. Pani Crimson wolała się nie zastanawiac, chociaż dzisiaj naoglądała się sporo!
- Pewnie tak, ale baśniowi królowie powinni być dobrzy, praworządni i tak dalej, więc pod tym względem pasowałby Thor - dojadła ostatnie kawałki popcornu, w misce zostały już tylko nie zrobione ziarna kukurydzy.
- Roztyję się na tych wieczorkach. Jutro coś zdrowego, ja robię, dobra? - zaproponowała.

No jasne. Każda laska wolałaby takiego Thora. W końcu mało brakowało,a syn Odyna, lada moment zacząłby tryskać z sutków testosteronem.
Zmarszczył czoło na jej propozycję? Do filmu coś zdrowego ?
- Ale mam nadzieję, że nie jakieś humusy czy coś w tym stylu? - zapytał przeciągając się

- Nie powiem Ci co. Zjesz to zobaczysz, dobra? - podniosła się i przeciagnęła. Wzięła w dłonie kule.
- co następne? Znaczyna mi się to powoli podobać - stwierdziła uśmiechając się.

Podniósł ręce do góry w geście "róbta co chceta, ja się dostosuje" Niech coś zrobi, byle było zjadliwe i nie miało w sobie bakterii autyzm, hehe.
-Następne...Iron Man 3 i Avengers, osobiście jeden z moich ulubionych. Avengersi są u mnie w pierwszej trójce. - pokiwał głową.
Kolejny dzień. Kolejny film. Wyglądało na to, że stało się to u nich tradycją. Ciekawe co Taya przygotowała?

Taya przyniosła ciasto. Z orzechami, z czymś jak.. masa kajmakowa? Smakowało jak sernik. Ale sernikiem nie było. Nie powiedziała jednak co to, dopóki Vinc nie zjadł sporego kawałka i nie powiedział czy mu smakuje.
Sernik jaglany z nutellą z ciecierzycy! Taka zdrowa sprawa.
W trakcie oglądania, pomiędzy IM3 a Avengersami zrobili krótką przerwę, Taya poszła do toalety najpierw, potem Vinc, a gdy ten wrócił.. Crimson spała zwinięta w kulkę na jego łóżku. Coś tak podejrzanie dużo ziewała na pierwszym filmie..

Faktycznie- ciasto było naprawdę świetnie i naprawdę się zdziwił, gdy się dowiedział co to. Taya więc mogla uznać to za swój kulinarny sukces, bo zjadł tych kawałków kilka. Wiecie, przy filmie zawsze jakoś szybciej się je.
Podczas przerwy, gdy każde z nich poszło na stronę, Edams zastał panią Crimson śpiącą, zwiniętą w kulkę na jego łóżku.
O kuźwa, wyglądała przeurocza. Jak mały, śpiący kociaczek. Podszedł ostrożnie i kucnąwszy przy łóżku, przyjrzał się jej uważnie.
...Nie no, musi strzelić fotę, bo nie zdzierży! Szybko machnął jej zdjęcie smartfonem, po czym schował dowód zbrodni do kieszeni i wstał. Nie ma sensu jej zmuszać, by oglądała dalej, gdy była tak zmęczona. Odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i otulił ą szczelnie kocem. Da jej z pół godziny na drzemkę, a w tym czasie posiedzi na laptopie.

Dobrze że o tej fotce nie wiedziała, tylko spala smacznie mimo że wrócił do pokoju. Dzisiaj miała dużo chodzenia, a z kulami było jednak ciężko.
Po jakiś czterdziestu minutach praktycznie bez ruchu mruknęła zaspana i przekręciła sie na drugi bok, w stronę Vinca. Otwarla lekko powieki i zmarszczyła brwi.
- Vinc...? - zamruczała zaspanym głosem.

Vincent nieco się zasiedział na laptopie. Tu sprawdził pocztę, tu posiedział na facebooku, tu poprawić swoje CV, które miał zanieść do urzędu...I tak zeszło. Gdy usłyszał zaspany głos Tayi, uniósł spojrzenie znad monitora.
- Hmmm? Zasnęłaś. Nie chciałem cię budzić. - uśmiechnął się kącikiem ust. - Jesteś wykończona, Taya. Avengersi mogą poczekać - zapewnił ją.

Naciagnela sobie na głowę koc i jęknęła.
- Dużo dzisiaj chodziłam, ale chciałam obejrzeć te filmy.-najwyraźniej spodobały jej się ich wieczorki.
Przekręciła sie na plecy i spojrzała na Vincenta.
- przepraszam - uśmiechnęła się, ciągle rozespana.
- nadrobimy jutro, obejrzymy trzy. Dobra? - zapewniła - Jej jak mi się nie chce wstawać..

Naprawdę wyglądała rozkosznie, jak się tak kokosiła pod tym kocem. I to jeszcze z tą miną niewiniątka, a Edams już widział jej złowieszcze uśmieszki.
- Za co ty mnie przepraszasz, przestań - uśmiechnął się znowu - Śpij dalej. Potem cię obudzę. - tu nie był taki pewien, czy będzie w stanie,z drugiej strony nieść ją przez korytarz...pożywka dla plotek, których i tak miała aż za dużo na swój temat. Nie chciał by mówili o Tayi źle, z jego powodu. Potrafił sobie wyobrazić ewentualne konsekwencje.

- Nie, nie, musze wstać.. przecież ty też chcesz sie wyspać, nie? - ale nadal się nie ruszała, zakopana w koc i wyraźnie zbyt rozleniwiona by wstać. Oczy jej się kleiły, zakryta była po sam nos i tak leżała.

Cóż...to był chyba jeden z tych momentów w jego życiu, w którym kobiece "nie" oznaczało "tak". Tylko chyba wyobrażał sobie nieco inne okoliczności. Parsknął do swoich myśli.
- Najwyżej ci się właduję pod pachę, nie martw się. - puścił jej oczko, z miną pełną powagi i wrócił spojrzeniem na monitor.
- Śpij, śpij...a ja obczaję stronę naszego urzędu...muszę wiedzieć, jak bardzo Rode jest do tyłu - zmrużył oczy, scrollując stronę.

- Uhm.. tylko weź swój kocyk - chyba już zasypiała i nie do końca przemyślała swoją odpowiedź, uznając za calkiem normalne, że Vinc może się dopakować do tego łóżka. Z cichym pomrukiem obróciła się tylem do niego i znów zwinęła w kulkę. Średnio wygodnie spalo się z gipsem, ale powoli się przyzwyczajała. Edams usłyszał jeszcze stłumione ziewnięcie i po chwili oddech kobiety uspokoił się.

No i odwróciła się zgrabnym tyłkiem i poszła spać. No na bank jej nie obudzi. Zresztą...gdyby nagle wyszła w środku nocy z jego pokoju, to dopiero byłoby dziwne. A tak, to wyjdzie o normalnej porze, jakby wpadła z rana w odwiedziny. Mniejsze zło, powiedzmy.
Jeszcze z dobrą godzinę analizował, jak bardzo dużo pracy jest do zrobienia w tym mieście, po czym stwierdził, że resztę sprawdzi jutro. Taya nadal spała i wbrew temu, co powiedział, nie zamierzał jej się ładować pod pachę. Cóż...
Podszedł do szafy, gdzie w każdym szanującym się hoteliku jest zestaw dodatkowej pościeli. Rozłożył kołdrę obok łóżka, rzucił na nią poduchę i sięgnął po zapasowy koc. Przebrał się w spodenki do spania (bo było pieruńsko gorąco o tej porze roku i nie zamierzał się z powodu obecności Crimson okutać w golf) , legnął na swoje prymitywne posłanie i dość szybko zasnął.
No proszę. Pierwsza wspólna noc. Szybko poszło, eheheh.

Pracownicy hotelu raczej nie plotkowali o jego właścicielce, bo nie wypadało - to znaczy pewnie tak, ale w swoim gronie więc nie bardzo mialby kto zauwazyć, że ta wychodzi od Edamsa po nocy. W końcu to jej hotel, babka Bucket nie ma tutaj podglądu. Chyba, że jest tak naprawdę doskonałym hakerem i podlączyła się do jej sieci. Z nią to wszystko jest możliwe!
Taya spala spokojnie i bez zbędnego przewalania się po łóżku, widać była mocno zmęczona, bo nawet nie obudziła się jak Edams zaczął się ruszać. W nocy jednak w końcu opuściła dłoń poza łóżko, tak, że ta opadła na plecy Vincenta.

Na rano przez dłuższą chwilę nie miała pojęcia gdzie jest. W końcu rozejrzała się i dotarło do niej, że zasneła u Vincenta.. i ten jej nie obudził. Podniosla się powoli i chciała opuścić nogi na ziemię, a tam... Vinc! Po chwili zawahania oparła mu stopy, w tym jeden gips, na plecach.
- Vincent.. miałeś mnie obudzić. Teraz cię zadepczę..

Vincent ani myslał wstawać, nawet czując jej stopę w gipsie na plecach. Za dobrze mu się leżało, w końcu nad ranem najlepiej się drzemie. Leżał więc dalej, rozczochrany i niewinny jak ten pierwiosnek na wiosnę.
- Jeszcze pięć minut... - wymamrotał, ani myśląc się ruszyć. Zamruczał cicho i zwinął się w kłębek - Albo piętnaście... - nakrył głowę kocem

Parsknela i podusila go po plecach stopą.
- O ktorej ty sie kladles, co? Mowilam, ze masz mnie obudzic - nic takiego nie mowila, ale na pewno myslala!
- Dalej dalej, przenies sie chociaz na lozko, co? Wymienimy ci posciel na swieza - w koncu na tej spala ona a druga była z podlogi.

Sapnął cicho  i wyłonił głowę spod koca. Wiedziała teraz, dlaczego Edams używa gumy do włosów - bez niej miał na głowie prawdziwy rozpiździel.
- Zasiedziałem się przy kompie...a potem pomyślałem, że lepiej cię nie budzić tak późno. Spałaś tak słodko, że aż szkoda było - ziewnął  otwierając jedno oko - Uau. Jakby nie patrzeć, spędziliśmy razem noc. Babcia Charlesa by umarła z oburzenia. Wstyd, hańba i degrengolada. - zaśmiał się cicho i w końcu wstał, owinięty nim jak tortilla
- Z jakiegoś powodu, skrycie fantazjuje by mnie adoptować - puścił jej oczko

Parsknęła na widok jego rozmierzwionej czupryny i pochyliła się nad nim, zapewne przyduszając go troche do podlogi.
- Słodko spałam? Czy ja wyglądam jak.. kot czy coś? - wydawała się rozbawiona tym porównaniem.
- Tak, razem i to w odległości metra od siebie, to oburzające, niezdrowe, nieodpowiednie i wiele innych słów, które mi nawet nie przychodzą na myśl - odsunęła się i zabrala z niego nogi, żeby mógł wstać. Opuściła je na ziemię.
- Nie powiedziała ci dlaczego? Ona przecież uwielbia mówić wszystko co jej ślina na język przyniesie? - obserwowała buritto Edamsa. Zaciągnęła sobie koc na ramiona. Ona zasnęła w ciuchach.

Gdy go przydusiła, stęknął i zaczął się śmiać.
- No trochę tak wyglądałaś. Nawet mruczałaś - zachichotał i ziewnął niezbyt dyskretnie. - Strach pomyśleć, co by było, gdybym spełnił swoją groźbę i ci się władował pod pachę. - ciekawe czy to pamiętała? Bo wydawała się być w pół-śnie.
- Cóż...ku nieszczęściu Charlesa, jestem jego zupełnym przeciwieństwem. Ja zamiast ciągnąć dziewczynki za warkocze, szorowałem nosem po książkach...zamiast wagarować, wolałem być kujonem... - wyliczał dalej - Ja zanim coś palnę, to piętnaście razy się zastanowię...Wolę unikać kłopotów, niż się w nie na siłę pakować...pojechałem na studia a Charles zainwestował w warsztat, którego jego babcia szczerze nienawidzi...no i też chodzę do kościoła, a on nie, czym doprowadza babcię do szewskiej pasji - parsknął na koniec - Wiesz...nie miałem ani rodziców, ani dziadków, więc dla mnie to był taki substytut, nie przeszkadzało mi, gdy pani Bucket mnie rozpieszczała i częstowała kapuśniaczkiem. Na szczęście Charlie nie miał do mnie o to pretensji.

- Nic takiego sobie nie przypominam - zmarszczyła brwi i sięgnęla po kule, ale nadal nie wstawała. Coś jej się dzisiaj nie chciało. Zakryła dłonią usta, ziewając.
- No dobrze, dobrze, widzę to co próbujesz mi przekazać, panie idealny - rzuciła w niego papierkiem po czymśtam co leżało obok.
Podniosła się ciężko.
- Oj, wczoraj przesadziłam z tym chodzeniem, dzisiaj noga mi odpada - skrzywiła się i pokuśtykała po sok, który im został od wczoraj.
- Śninadanie? Która jest godzina w ogóle? Do 10:30 jest szwedzki bufet.

Parsknął śmiechem, zasłaniając twarz przed papierkiem.
- Och, zapewniam Cię, nie jestem idealny. To tylko pozory. - idealny to był Theoś. Wysoki, przystojny, dobroduszny, złote serce, dusza kryształ, super fucha...Vinc przy nim był...no tylko Vincem.
- Ale powiem bezwstydnie, że dobrze się z tym czuję. - uśmiechnął się nieco niegrzecznie - Może się skusisz na śniadanie do pokoju, skoro już do tego doszło i spędziłaś ze mną bezwstydnie noc ? - był coraz bardziej rozbawiony

- Powiedz to babci Charlesa - uśmiechnęlą się. I pewnie Theo by się nie zgodził z tą idealnością też. Taya miala ochotę jedynie go utłuc, czasem, a widzieli się dopiero kilka razy przecież. Edamsa zresztą też, jak jej skakał ze schodów prawie na głowę!
Parsknęla.
- Wiesz jak to by wyglądalo, gdyby ktoś to widzial, nie? - pokręciła głową w rozbawieniu.
- Dobra, dobra. W sumie to ja się jeszcze chętnie zwinę w łóżku.. - cofnęła sie o te dwa kroki na lozko - weźmiesz mi herbate, rooibosa? Powinna być w saszetkach..

Wzruszył ramionami. Nic nie mogli na to poradzić. A przecież nic złego nie robili. Zresztą...no własnie ktoś musiałby zobaczyć Tayę wychodzącą z pokoju, a tego nie zobaczy. Vicent więc wyszedł po śniadanie i wrócił dziesięć minut później. Oprócz wspomnianego Rooibosa było kilka rzeczy, z których Crimson mogła zrobić sobie śniadanie.
Jeżeli znów jejsię przysneło, obudził ją w miarę delikatnie.
-Do stołu podano - oznajmił i zaczął smarować sobie tosta dżemem

Oczywiście, że jej się przysnęło, ale też jego "leże" było sprzątnięte iwyrzucone na korytarz, łącznie z poszewkami na kołdrę i poduszki na łóżku, a Taya przysnęła w fotelu, zawinięta w koc. Chyba nie zamierzała pozbywac się koca..
- To już? Szybko ci poszlo.. - mruknęła jakby niezadowolona i upiła herbaty najpierw, a potem przejrzała co tam jest dostępne na śniadanie i zabrała się za zrobienie sobie bułki z czymś dobrym.
- Smacznego - mruknęła i zaczęła jeść.

Taya była nieco zniesmaczona jego sprawnością (jakkolwiek to nie brzmi) w działaniu, ale wyszło jak wyszło. Zjedli śniadanie, rozprawiając o filmie, o sprawach codziennych, o tym co jest do zrobienia w hotelu.
I tak znów minęło kilka dni.
...

Vincent stanął przed lustrem, sapnąwszy niecierpliwie. Wwiązany krawat wyglądał...źle. Zwłaszcza, że go tak zawiązał, że wyglądał bardziej jak przerośnięta mucha i chłopak nie umiał go odplątać.. Kiedy więc Taya weszła z przekąskami, gotowa na kolejny wieczór filmowy, zastała Edamsa w dość żałosnym położeniu.
Odwrócił się na pięcie.
- Pomusz.

Powstrzymała wybuch śmiechu, choć widac było, że zdecydowanie z trudem, wielkim trudem jej to przyszło. Weszła do pokoju, zamknęła drzwi i odstawiła przyniesione przekąski (tym razem też coś niby niezdrowego, ale zdrowego).
- A gdyby nie ja to co? - parsknęła, podchodząc do niego i stając na przeciwko, żeby rozplątac krawat.

Gdy Taya podeszła do niego, by pomóc mu z krawatem, delikatnie uniósł podbródek, by jej ułatwić sprawę.
- Wtedy bym musiał pójść z podkulonym ogonem do babci Charlesa, by mi wywiązała, co byłoby jednocześnie upokarzające i żenujące. - casual elegance się sprawdzał, ale nie w urzędzie. - Zadzwonili do mnie z urzędu. Zainteresowało ich moje CV, jutro mam przyjść na spotkanie. Nie chciałem tego zostawiać na rano.
Na drzwiach wisiał garnitur i koszula, którą miał jutro założyć. Elegancja Francja.
- Próbowałem ogarnąć filmowe poradniki, ale efekt..jak widać - uśmiechnął się niewinnie

- Naprawdę? To świetnie! - wydawała się szczerze ucieszona, że się odezwali. Rozplątała krawat z trudem, o mało nie strzelając Vincenta w pysk jak pociągnęła jeden splot.
- Na jakie stanowisko wysłałeś? - ulożyła materiał krawatu na nim i zaczęła splatać, powoli, w końcu nie robiła tego.. cóż. Długi czas. Spochmurniała lekko, wydawało się, że trochę straciła humor.
Obejrzała się na garnitur i koszule.
- Przeciez to... wygląda jakbyś miał zwinięte w kulkę w walizce! Koszulę trzeba wyprasować.Garnitur też zresztą, ale inaczej..

Uśmiechnął się również, gdy Taya okazała radość. Fajnie, że nie tylko on był z tego uradowany. W końcu Taya mogła mieć nadzieję, że w miarę szybko ureguluje rachunek, hehe.
- Specjalistę ds. IT. Nic porywającego, ale od czegoś trzeba było zacząć. Z ratusza będę miał duże możliwości. - oczy mu zabłyszczały - Mam nadzieję, że się uda.
Zauważył ją nagłą zmianę nastroju, ale chyba trochę się bał ruszać temat. Poniekąd wiedział, o co mogło chodzić.
- Koszulę wyprasuję rano, garnitur powieszę w łazience jak będę brał prysznic. Zwykle działało - patrzył na Tayę, gdy ta manewrowała przy jego szyi.
- Jak dobrze pójdzie, ureguluję rachunek do końca miesiąca i się wprowadzę do Theo. - zaczął cicho

- No dobrze od czegoś trzeba zacząć, a potem możesz się rozwijać i robić więcej i awansować i tak dalej. Tym bardziej jeśli raczej zamierzasz zostać w mieście - dowiązała krawat, poprawiła go, ułożyła porządnie i przyklepała. Popatrzyła na swoje dzieło krytycznie.
- Jeszcze raz - mruknęła do siebie, rozwiazała calość, a Vinc musiał stać jak ten kołek i czekać aż taya bedzie zadowolona ze swojej pracy najwyraźniej.
- Jaki rachunek? - uniosła na niego wzrok, przerywając wiązanie i operając dlonie na jego mostku, żeby nie puścić tego splotu, który miała w ręce.

Taya przypominała sobie właśnie, jak się wywiązuje krawat, a Vincent grzecznie stał i czekał.
- No...za pobyt. To hotel. Za miejsce w hotelu się płaci - patrzył na nią zdziwiony, że w ogóle pyta.

- Przeciez umówiliśmy się, że odpłacasz.. w naturze - przypomniała mu jego slowa, bo sam jej tak przeciez powiedział, dokładnie tak!
- Nie zgadzam się na jakąkolwiek inną wersję, tylko pracą i pomocą mi tutaj. Kropka. - dowiązała krawat i zaciągnęła go może ciut za mocno, kończąc zdanie.