Główna droga niewielkiego miasteczka. Prowadzi z jednego do drugiego jego końca. Znajdują się przy niej jedne z najważniejszych budynków w Rode, między innymi ratusz miejski, 13 Posterunek i szkoła. Wolny czas można spędzić w kinie lub w restauracji. Pozostałe to budynki o nadszarpniętych zębem czasu metalowych elementach i szarokremowej elewacji. Przy co poniektórych budynkach znajdują się niewielkie rośliny ozdobne, mające na celu wyróżnić główną ulicę i dodać jej uroku. Krawężniki obniżone są przy przejściach dla pieszych. Przy większości budynków użytku publicznego są zatoczki, które mogą pomieścić dwa samochody osobowe. Jako droga reprezentacyjna Rode, jest to najlepiej utrzymana ulica pod względem czystości. Codziennie rano, przed pracą pozostałych obywateli miasta, można trafić na pracowników dbających o czystość ulicy. Jest szansa trafić także na pucybuta spacerującego wzdłuż jednego z chodników ze swoją walizką i składanym stołkiem.
Od czasu rozmowy z Ash, Joji jakby nie umiał znaleźć sobie miejsca. Jego myśli zdecydowanie orbitowały wokół tej całej dramy i rewelacji z życia dziewczyny; a jako, że Abe się z nią przyjaźnił, to ciężko mu było się tym nie przejmować. zresztą, zdeklarował się, ze jej pomoże tak? Już wyciągnął ze swojego bieda-nastoletniego konta obiecane dwa tysiące i kombinował jak tu wyciągnąć od rodziców więcej. No i... co im powie, jak się dowiedzą, że swoje oszczędności na motor po prostu komuś oddał? A może... może się nie dowiedzą? Może im wmówi, że się rozmyślił i wyda na coś innego? O, albo weźmie to na klatę i powie, ze po prostu wydał na alkohol. Dostanie szlaban na rok, ale przynajmniej nie będą więcej dopytywać... Tylko, ze Joji był w stanie się aż tak poświecić dla Ash? - Nie no, kurwa, to nie wyjdzie - mruknął do siebie, gdy przechodził przez ulicę, niosąc zakupy. No tak, dziś jego kolej na sprawunki. Mimo, że chłopak bardzo chciał uchodzić za buntownika i niezależnego młodziaka, to wciąż był równiakiem trzęsącym portkami przed mamą. Dlatego, gdy ta prosiła o wyjście po masło i chleb, nie było sprzeciwu. Nawet jeśli lista zakupów nie ograniczała się tylko do dwóch pozycji, a 30. - Kurwa, mleka nie kupiłeeeem - zajęczał, jak już był bliżej niż dalej swojego domu.
Marilyn Mason
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 46 Ekwipunek podręczny:
No cóż dzień jak co dzień standardowo nudny. Mogłem tylko spodziewać się fochów Ash, że stara bluzka, że dżinsy przetarte, wróć to chyba moda, że kasa na zakupy, że trylion potrzeb na mały domowy budżet. No na pewno nie mogłem spodziewać się stojącej w progu Max. Od kiedy się wyprowadziła spotkania ograniczały się do minimum, by równie do minimum ograniczyć wieczne pretensje, również było ich trylion. Szaro nudno brudno. Zaciągnąłem się papierosem, by delektować się jedyną rozrywką jaka mi pozostała po odstawieniu alkoholu. Gdy dym opadł z za jego chmury wyłonił się młody chłopak. Aaa Abe! Wszystko mający dzieciak. Nic do niego nie miałem. Był po prostu kolegą Ash, znałem jego rodziców, znałem i jego. Jedna z normalniejszych rodzin w Rode, a syn no cóż dość wyluzowany. Nigdy nie starałem wyrabiać sobie jakiejś opinii o chłopaku. Nasz znajomość kończyła się na dzień dobry, do widzenia, co słychać, jak w szkole, co porabiają rodzice. Hm chyba tyle. Gdzieś w dali doleciała do mnie końcówka zdania „…eeemmm”. W głowie zabrzmiało mi trochę jak beczenie owcy. - Cześć Joji! – rzuciłem wyłaniając się przed drobnym chłopakiem, młodzieńcem, dzieckiem, tak dzieckiem, był chyba w wieku Ash więc był dzieckiem. Tak mi się wydawało. - Zakupy? – dodałem krótko. No bo w jaką konwersację mogłem z nim wchodzić. Nie chciałem wypytywać o Ash bo wyszedł bym na wścibskiego. Naprawdę się starałem być ojcem chociaż na marną trójeczkę. Wbrew zarzutom Max, starałem się.
Aż podskoczył, jak usłyszał głos ojca Ash. Może w innych okolicznościach by tak nie pietrał, bo nie pierwszy, nie ostatni raz przecież go spotyka. Zresztą, Mason jakoś nigdy negatywnie do niego nastaiwony nie był, toteż Joji nie miał powodów, by się bać mężczyzny. No, ale teraz sytuacja wyglądała inaczej. Jakieś dziwne poczucie winy nad nim wisiało, chociaż chłopak jeszcze nic nie zrobił. - A, aa... zakupy tak. Tak! W ogóle to dzień dobry panie tato Ash. Znaczy, panie Mason - rzucił nerwowo, usiłując się uspokoić. Weź się, kurwa w garść, Joji! Jak tka się jąkać będziesz to na pewno koleś wyczai, ze jest coś nie tak! Zmiana postawy; na luzaku. Uśmiech, plecy wyprostowane. Odgarnięta grzywka z czoła i pewniejszy siebie ton głosu. - Mamusia poprosiła, no to co, no to powiedziałem, spoko. Pójdę. Co nie? Hehe. No tak, tak, bez gadania i pyskowania Joji wybył do sklepu! - Chyba będzie schabowy robiony, no to co, no to mam nie iść? Bardzo się starał. Ale jak patrzył na Masona to mu w głowie gotowały się myśli, ze: a) Ash jest w ciąży. B) nie wie z kim c) to nie jest jego dziecko d) czemu właściwie się przyjmuje tym, że to nie jego dziecko? e) Ash chce wyjechać. f) on nie chce żeby Ash wyjechała! g) czemu on się tym przejmuje?
Marilyn Mason
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 46 Ekwipunek podręczny:
Na chwilę przymrużyłem oczy, dosłownie na ułamek sekundy. Potem już słuchałem przytakując głową. No tak w normalnej rodzinie tak właśnie jest. Wysyła się syna po zakupy by odciążyć rodziców, chociaż na trochę. - Dasz to wszystko rade tachać? - Zapytałem mierząc wzrokiem dzieciaka o wątłej posturze. No drabem to on nie był zdecydowanie nie, ale ja w jego wieku wyglądałem podobnie, tylko ręce miałem silniejsze i bardziej starte. Od pracy chyba. Tak na pewno od pracy. Zaciągnąłem się papierosem jeszcze raz mierząc chłopaka. - Poczęstował bym cię papierosem – rzuciłem z lekkim uśmiechem - …ale masz zajęte ręce – dodałem po krótkiej chwili, nie, nie powiedziałem że jest dzieciak. Wiedziałem że podpalał, może i Ash podpalała. Musiałem zachować ojcowską troskę no i takie tam bzdety. - No jak mama prosi to chyba trzeba, nooo na pewno trzeba, póki wakacje, niedługo szkoła… – pokiwałem głową z uznaniem, a powaga w głosie była jak najbardziej na miejscu. O czym miałem z nim rozmawiać, korciło mnie wypytać się o Ash o jej kolegów. Ale wciąż miałem blokadę. „Wścibski tato” tłukło się w głowie. A ja nie chciałem mieć kolejnej domowej awantury.
Wyprostował się na tyle ile mógł, klatka piersiowa do przodu, duma - no przecież jest silny, tak?! - Dam radę, dam! No przecież to tylko zakupy, a nie piłka lekarska na wuefie. Swoją drogą, Joji nienawidził piłek lekarskich od czasu, gdy jedna skwasiła mu nos. Na wzmiankę o papierosie uśmiech mu już zszedł z twarzy. Co to, jakieś podchody, testowanie? Czy chłopak odmówi, czy da się skusić? To wszystko było zbyt skomplikowane na mały rozumek Joji'ego (chociaż patrząc na staty, to powinien mieć świadectwo z paskiem)! - Nie, co pan, panie tato Ash, ja nie palę!!! Zresztą, przecież nie będzie wracać do domu cuchnący fajkami, bo przecież matka zaraz go zleje pasem za takie zachowanie. Swoją droga, Joji dziś był wyjątkowo schludnie ubrany, uczesany. Jak nie on. Można by było pomyśleć, że się dziecko prezentuje przed rodzicami zdecydowanie grzeczniej niż wśród swoich znajomych. - No tak, szkoła! Ostatni rok, co nie? Hehe, będzie dużo pracy i tak dalej!
Marilyn Mason
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 46 Ekwipunek podręczny:
No tak duma przede wszystkim. Młody nie mógł pokazać swojej słabości. Każdy młody dzieciak tak miał, wiedziałem to po swojej córce. Przecież była już prawie dorosła, samodzielna, wiedziała najwięcej, ba wiedziała prawie wszystko. To jej ojciec, stary czy jak kto woli nie wiedział nic, o życiu, dorastaniu i tym podobnych pierdołach. Co taki staruszek jak ja mógł wiedzieć. Na wzmiankę o niepaleniu kącik ust uniósł się do góry, a potem całkowicie się uśmiechnąłem. No tak wiadomo. - I bardzo dobrze, palenie szkodzi! Mam nadzieję, że nie podpalacie z Ash za szkołą? – czy tam w kiblu, tego nie dodałem, na chwilę zrobiłem poważną minę, jakbym mówił całkowicie poważnie. Za chwilę jednak twarz moja zrobiła się pogodna. - I co dalej? Wyjeżdżasz? Zostajesz? Hmmm… – podrapałem się po brodzie, chwila zadumy, właściwie nigdy nie pytałem Ash co zamierza dalej robić ze swoim życiem. Bo to już te wybory, pierwsze poważne. Oczywiście chciałbym aby została w Rode ale z drugiej strony? Właśnie teraz sobie uświadomiłem jak mało ambicji wpajałem córkom. Dlaczego nie pchałem ich na wielki świat, karierę te inne pierdoły. Hmmm a po co to komu. Rode jest dobre. Do piachu nikt nic z życia nie zabierze. I znowu blokada przed wypytaniem o plany Ash. Jak ja mało wiedziałem o swoich dzieciach. Max ma rację jestem beznadziejnym ojcem.
Ciężkie pytania. Decyzje życiowe - na samą myśl aż Joji'emu się robiło niedobrze. No bo teraz to wszyscy go o to pytali. Co dalej, jakie studia, praca, kariera? - Ja... rodzice chcą mnie wysłać na medycynę. ojciec chce żebym studiował w Nowym Jorku... tam gdzie on - przyznał z nieukrywanym smutkiem w głosie. - Ale... ja... ja się do tego nie nadaję. Spojrzał na swoje skurzone trampki, usiłując odgonić te denerwujące myśli o rozczarowaniu swojego taty. - W sumie, chyba do niewielu rzeczy się nadaje. Może lepiej będzie jak wyjadę na podróż dookoła świata i odnajdę siebie? To podobno modne już od XXI wieku i jakoś działa, co nie? Zaśmiał się nerwowo. No bo przecież nie powie Masonowi, ze chce być pianistą.
Marilyn Mason
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 46 Ekwipunek podręczny:
Na chwile się zamyśliłem, taki młody a wcale nie głupi. No tak przecież rodzice wiedzą najlepiej. Najlepsze szkoły, najlepsze wybory, decyzje, kolor bluzki i długość włosów. No po to rodzic, autorytet, wszystko wiedząca matka i ojciec. A jaki byłem. Max polowała czy chciał tego czy właśnie to chciała w życiu robić czy po prostu spadło to na nią jak grom z jasnego nieba? Czy po prostu ją tam zaprowadziłem i tak zostało. Może dlatego tak mnie nienawidzi, że przykułem ją do Rode, że nauczyłem i wpoiłem jej brak ambicji. Hmm wydaje mi się że ja robiłem to co kochałem… Nie gdzież tam ja robiłem co musiałem, nie było innego wyjścia. Spojrzałem na młodego chłopaka, jakby próbując gdzieś dostrzec samego siebie. Byłem zupełnie inny. - A ty? Co ty Joji chcesz robić? Do jakich się nadajesz? Dlaczego nie możesz robić tego do czego się nadajesz? – zapytałem z czystej ciekawości. Dzisiaj zapytam Ash, zapytam o to samo o co zapytałem chłopaka. - Najważniejsze to chyba zadać sobie pytanie, co chcę robić w życiu… a potem zacząć to robić – wzruszyłem ramionami, a potem zostać królem sedesów. Lub być jak Tony Halik. Czytałem kiedyś o nim. - Rode nie jest już kolonią, zawsze możesz wyjechać – wyszczerzyłem drzwi w szczerym uśmiechu. Taki wesołek ze mnie był trochę, nudny ale wesoły.
Kopnął jakiś kamyk przed sobą, który poturlał się pod nogi Masona. Joji tylko ciężko westchnął, czując się jak jakiś niewdzięcznik, któy zamiast słuchać się rodziców... Arg! Był wkurzony. Na siebie, cąły świat. Czemu on ma podejmować teraz decyzje? Nie chce, nie ma ochoty! - Najważniejsze to chyba zadać sobie pytanie, co chcę robić w życiu… a potem zacząć to robić - powtórzył, mrucząc te słowa sam do siebie. - Ale ojciec mi nie pozwoli już grać na pianinie, boże, poranie tato Ash. To wcale nie takie proste jest, szczególnie teraz, kiedy kasa jest potrzebna i trzeba się zająć... różnymi... takimi rzeczami poważnymi! Wziął głęboki oddech i się nieco naburmuszył. - ...Przepraszam.
Marilyn Mason
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 46 Ekwipunek podręczny:
- Nie pozwoli, na pianinie, kasa, przepraszam – zmarszczyłem nieco brwi. Ta młodzież co i kto to wie co tam w głowie im siedzi. Ja jednej dorosłej drugiej dorastającej nie wiedziałem. Wiedziałem że młodzi widzą świat na swój sposób. Ich problem w oczach dorosłych może wydawać się bardzo malutkim, a z kolei w ich ogromnym. - Kurwa nie mów mi panie tato Ash – wyrwałem trochę odrywając się od kontekstu rozmowy. Nie miałem jednak zamiaru jej urywać, bo i po co, nie miałem za wiele do roboty. Zacząłem od końca ponownie marszcząc brwi. - Za co ty mnie przepraszasz? Za to, że chcesz na pianinie, a twój staruszek nie chce ci kupić? Grasz? I świetnie ja strzelam i lubię to! I robię to! – dodałem unosząc w dumie głowę do góry, lubię też pić i strugać figurki – a nie można tego jakoś połączyć, wiesz podziwiam ludzi którzy mają pasję i je realizują, dążą do doskonalenia … bo… - urwałem nagle, bo sam tego nie robiłem. Tkwiłem tu gdzie tkwiłem, robiłem co robiłem, i nic nie zmieniałem. Bo nie ma czasu, bo za stary jestem, bo za późno. - Mów mi Marilyn – chciałem wyciągnąć do niego rękę, ale jego były wciąż zajęte. Zaciągnąłem się ponownie papierosem. - Nie wiesz czy Ash jest w domu? – rzuciłem.
Po raz kolejny podskoczył, słysząc głos Masona. No co by nie było, mężczyzna ten brzmiał i wyglądał na groźnego, aż trudno uwierzyć, ze słodka Ash jest jego... Wróć. Po pierwsze, widać i słychać po tym jak się zachowuje mała Masonówna. Wypisz wymaluj ojciec. Po drugie, jaka "słodka"? Ash nie jest słodka, pierdoło! Ogarnij się, Joji. Słodkie to są pianki z ogniska między krakersami. ... Ciekawe czy Ash lubi takie pianki. - Aaaa... dobrze panie tato Ash! Znaczy panie Marilyn! Tak! Wdech, wydech. Spokojnie. To nie było tak, że Mason dał ci właśnie opierdol, prawda? On tak tylko... tak ma i już. - Ja... znaczy. My mamy fortepian dziadka, ale ganiają mnie do książek. A bym chciał częściej grać. W zespole jestem, ale też egzaminu niedługo... nie powinienem zawalać szkoły! No może Mason miał rację z ta samorealizacją. Jednak Joji to też niesamowicie bił się z poczuciem obowiązku wobec rodziców. Chciał się buntować, a wychodził na pozera bo ostatecznie robił to, co rodzice kazali. - Ash? Ja właśnie chciałem o to samo pana zapytać. Czy jest w domu. Bo może chciałaby się gdzieś wybrać hehe. Ale jak jej nie ma to pewnie z Sum siedzi, co nie? One to jak siostry z innej matki. Chwila, co jeśli to prawda?! Kto tam tego Masona wie!
Marilyn Mason
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 46 Ekwipunek podręczny:
Wywróciłem tylko oczami, na jego „pananie” i „tatanie”. Nie miałem zamiaru go na siłę uszczęśliwiać. Niech mówi mi w taki razie jak mu wygodniej. Aby przed Ash nie nazywał mnie twój stary. Bo się wkurwie, bo stary to ja nie jestem. Stary to może być dziad Pankhurst. Hmm on to ze sto lat pewnie ma. - Zdolny chłopak z ciebie to i poradzisz noo a rodzice to wiesz racje mają musisz pokazać że stać cię i na to i na to – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Ach te moje mądrości. Powinienem napisać książkę „Złote myśli alkoholika” tak powinna się nazywać. Prolog zaczął bym od słów: Nie piję trzeci dzień…. - Ty z Ash? – wskazałem na niego palcem trochę zdziwiony, no ale – aaa do kina czy coś jasne. Czy ja miałem mu dać kasę żeby zabrał moją córkę do kina? Bo gdzie indziej. W tym mieście za wiele rozrywek nie było. A przecież moja nieskalana niczym Ash nie będzie się szlajać po pubach i knajpach Rode. Chyba była jeszcze na to za młoda. - Dobra jasne nie mam nic przeciwko, dam jej na bilety pójdziecie sobie we trójkę czy tam.. hehe taka podwójna randka co – klepnąłem Joji’a po ramieniu, unosząc brwi w nieco konspiracyjny sposób. Czy młody Joji uderzał do mojej córki. W sumie… Głupi nie był rżną cwaniaka na mieście ale to dobry chłopak. - Jeśli nie mam jej w domu… siostry jednej matki? Taaa pewnie są razem – zmarszczyłem nieco brwi. Niech on może niesie te zakupy do domu, zanim zmienię zdanie o nim. Po matce nie miałem żadnej kobiety, hmm przed matką? Nie ważne, ale Sum to chyba rówieśniczka wiec nie możliwe.
Chwila, co? Kino? Randka? Bilety? Aż go uszy zapiekły, a jako, że były dosyć spore i odstające to od razy się z nich zrobiły dwa talerze pomidorowej. - Ja... może. Jak pan puści Ash do kina to ją zabiorę i dostawię do domu przed 22. Obiecuję - aż się kilka razy ukłonił, jak go mama uczyła. W podziękowaniu a jednocześnie przepraszając za zmieszanie. Może faktycznie, powinien już iść. Nie czytał w myślach Masona, ale rozmowa schodziła na takie tematy, ze lepiej było się ewakuować. Chłopak zaczął się wycofywać. - Dziękuję, ja do Ash zadzwonię. No i... ja już będę szedł, mamusia czeka. Dziękuję... i... miłego dnia, panie tato Ash. Znaczy panie Mason. Marylin? Uśmiechnął się, szczerząc swoje duże, białe zęby. Jeszcze raz się ukłonił na do widzenia i szybkim krokiem usiekł w stronę swojego domu. No, było to stresujące spotkanie. Żeby mu się to jego gadanie czkawką nie odbiło.
/zt
Marilyn Mason
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 46 Ekwipunek podręczny:
- Puszczę - rzuciłem, no bo co miałem powiedzieć skoro sam zaproponowałem. Dziwny był ten chłopak, ale całkiem miły. I tak do końca nigdy nie wiadomo na co kto wyrośnie. - Powodzenia w grze na pianinie - zdążyłem dodać nim chłopak zniknął za budynkami. Wzruszyłem ramionami, pokręciłem głową, i ruszyłem w stronę domu. Sam kiedyś pewnie taki byłem, dla starszych po prostu dziwny. On sam pewnie miał mnie za kosmitę lub jakie inne cholerstwo niepotrzebne. Jedyne dobre to że przynajmniej się starał. Zagasiłem papierosa w ulicznej popielniczce. Przyspieszyłem nieco kroku, chciałem być już w domu. - Panie tato Ash - mruknąłem pod nosem, nawet się lekko uśmiechnąłem, no nie wierzyłem że można kogoś tak nazywać. Przynajmniej jedno ustaliliśmy.
ZT
Diego Ramirez
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 33 lata Ekwipunek podręczny: rewolwer, dwa noże, multitool, wytrych, portfel ze sfałszowanymi dokumentami i gotówką, smartwatch, latarka, krótkofalówka, plecak
Sprowadzenie swojego latynoskiego dupska do USA Diego potraktował nadto poważnie. Zwlekał już i tak stanowczo zbyt długo, interesy zatrzymały go jednak w Buenos Aires i na to nie mógł poradzić nic. Sytuacja dodatkowo się skomplikowała, gdy któryś z gliniarzy wsypał sprawę; Ramirez wciąż był o to wściekły. Płacił tym cholernym kurwom tyle kasy, że coś podobnego nie powinno było mieć miejsca. A jednak z jakiegoś powodu się stało, a on wylądował na pokładzie statku do Nowego Jorku. Tak było bezpieczniej i szybciej, bez konieczności legitymowania się na granicy. Pewnie gdyby nie miał wyboru, coś by wymyślił, nie przepadał jednak za nadmiernym komplikowaniem pozornie prostych spraw. W Nowym Jorku spotkał się ze swoimi zaufanymi ludźmi, którzy załatwili mu porządny samochód. Niezbyt nowy, żeby nikogo w tej zapyziałej dziurze nie zastanawiało, kto i po co przyjechał. Nie był to mimo wszystko rzęch. W końcu musiał w ogóle dotrzeć na miejsce, bez konieczności zatrzymywania się u mechanika. Droga trwała ładnych parę godzin, a za kierownicą siedział Diego. Zabrał ze sobą swoich dwóch przydupasów, tak na wszelki wypadek. Jorge i Alejandro nie byli może zbyt bystrzy, ale w razie potrzeby mogli świetnie sprawdzić się w roli mięsa armatniego. Poza tym Jorge już tutaj wcześniej był. Diego wysłał go jakiś czas temu, żeby zorientował się w sytuacji, ale wrócił praktycznie z pustymi rękoma. Jedynym plusem tej podróży było to, że wynajął już mieszkanie. Ramirez nie zamierzał zatrzymywać się przecież w hotelu, bo nie wiedział, ile to wszystko potrwa. Do Rode trafili około godziny dwunastej w południe. Goryli odstawił do hotelu, samochód zostawiając na razie na przyhotelowym parkingu, a sam postanowił się rozejrzeć, nie licząc specjalnie na uzyskanie konkretnych rezultatów. Rozglądał się na tyle uważnie, by sprawiać wrażenie raptem turysty, ale tak naprawdę głównym obiektem jego zainteresowania byli ludzie. Przyglądał im się i zastanawiał, ile przyjaźni udało się nawiązać Elii. I kogo musi uprzejmie zapytać, by uchylił rąbka tajemnicy na temat pobytu Martinez.
Summy McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 16 Ekwipunek podręczny:
Wolne wczesne popołudnie było tym, co uczniowie lubią najbardziej. Nawet tak pilni jak Summy McDonald. Zawsze była to okazja do zadbania nie tylko o przyczepę, brzuch ojca czy małą świnkę, ale przede wszystkim o samą siebie. Nie narzekając na chłodną aurę i konieczność wyruszenia na zakupy, Summy zapakowała plecak na ramiona i przypięła małą Lolę na smyczy, żeby czasem nie przyszło jej do głowy uciekać na ulicę. Nie zamierzając wiernej przyjaciółki zostawiać w przyczepie, nastolatka z przyjemnością zabrała ją na orzeźwiający spacer. Tym bardziej radosny, przez ostatni deszcz, zamieniający niektóre fragmenty ulic i chodników w małe bajorka, z których świnka korzystała do woli. Cały spacer, zwykle trwający zaledwie kwadrans przerodził się więc w półgodzinny, co jednak Summy ani trochę nie zbliżyło do celu. A ponieważ Rode kompletnie nie przypominało atrakcji turystycznej, każda nowa twarz lądowała na świeczniku. Kółko różańcowe już zdążyło wziąć nieznajomego na celownik a po drugiej stronie ulicy, dwa moherowe berety obserwowały mężczyznę, wymieniając się poglądami na jego temat. Summy również wpadł w oko, gdy idąc z naprzeciwka, co chwilę przystawała, by mała Lolcia mogła zapoznać się z nową kałużą. McDonald, ani trochę nie będąc zahukaną sierotką, z chęcią ruszyła na pomoc zagubionemu nieznajomemu. Kto wie jaką nieocenioną pomocą mogłaby zostać? - Dzień dobry. Zgubił się pan? Zagadnęła więc, przystając przed Diego, który nie musiał długo czekać ani też wyławiać swą ofiarę z tłumu. Summy uśmiechnęła się do mężczyzny, zgarniając włosy za ucho i nie zwracając uwagi na świnkę, przejeżdżająca swym brudnym nosem po butach Ramireza.
Diego Ramirez
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 33 lata Ekwipunek podręczny: rewolwer, dwa noże, multitool, wytrych, portfel ze sfałszowanymi dokumentami i gotówką, smartwatch, latarka, krótkofalówka, plecak
Ramirez był już przyzwyczajony, że mówi się o nim często i mówi się o nim dużo. Był też przyzwyczajony, że zazwyczaj mówi się źle. Głównie za jego plecami, żeby przypadkiem się nie narazić. Wątpił zatem, że plotek uniknie, nawet jeżeli mógł się jedynie domyślać, jak się mają sprawy w tak małych mieścinach. Zarejestrował obecność staruszek, ale biorąc je za kompletnie nieszkodliwy element społeczeństwa, nawet uchylił im ronda kapelusza, przechodząc obok. Diego doszedł do wniosku, że takie wypatrywanie okazji jest strasznie nużące. Powinien postraszyć Jorge i Alejandro i im zlecić bieganie po mieście; mimo to, chęć osobistego odnalezienia Martinez zwyciężyła i tak oto kluczył pomiędzy kałużami, zastanawiając się, kogo by tu przemaglować. Gdy zatem na jego drodze pojawiła się blondynka ze świnią na smyczy, w pierwszej chwili chciał się zirytować, że w ogóle ktoś mu przeszkadza. Na szczęście w porę się zreflektował i nie zdążył. Uśmiechnął się całkiem uprzejmie, żeby nie powiedzieć, że nonszalancko. Bardzo szybko przemyślał sobie swoje opcje. W tym konkretnym przypadku jego ulubione rozwiązanie, siłowe, nie miało sensu. Co prawda noża użyć jest łatwo, miał go nawet pod ręką, ale był na środku głównej drogi. Poza tym powinien chyba udzielić blondyneczce większego kredytu zaufania. Wszak to nie Buenos Aires, może wcale nie chciała go okraść? — Hola. Nie, seniorita. Szukam siostry — odpowiedział, z wyraźnie obco brzmiącym akcentem. Rzucił okiem na świnię, która właśnie brudziła mu buty. Nawet jeśli miał ochotę oderżnąć jej w tej chwili łeb (co swoją drogą nie byłoby głupie, potrzebowałaby wtedy z pewnością weterynarza, a możliwe, że tym się właśnie Elia tu zajmowała), nie zdradził tego. Przecież to nic osobistego. — W moich stronach rzadko widuje się cerdo na smyczy. — Postanowił w tym spotkaniu upatrywać swoją szansę, skoro już sama stanęła mu na drodze. Schylił się i pogładził zwierzę po karku, ciesząc się, że nosi rękawiczki. Może nawet ze skóry wieprzka? — Na pewno bardzo o nią dbasz — dodał, prostując sylwetkę.
Summy McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 16 Ekwipunek podręczny:
Pod blond czupryną nie mogła pojawić się ani jedna podejrzliwa myśl. Summy zupełnie pochłonięta pierwszym wrażeniem, nie sądziła, że mężczyzna może być kimś, z kim nie powinna się zadawać. Ba, kimś kogo najlepiej omijać szerokim łukiem. Nie podejrzewając powiązań z Elią, mogła jedynie przypisać kobiecie podobne pochodzenie. Zapewne mogąc się zmartwić okropnymi oskarżeniami, na szczęście jeszcze przyswoiła sobie umiejętności czytania w myślach. Uśmiechając się szczerze do nieznajomego, trzymała smycz w obu dłoniach, podziwiając akcent jakim uraczył ją zagubiony przybysz. - To jest Lola. Uświadomiła mężczyznę, może nawet z chęcią poznając nowe tłumaczenie, ale zdecydowanie nie lubiąc określania przyjaciółki mianem świni. Jako jej jedyny wierny towarzysz, Lola zasługiwała na zwracanie się do niej po imieniu, a Summy doskonale wiedziała, że w ustach ludzi świnia brzmi jak obelga. - Staram się. Lola zasługuje na najlepszą opiekę! Dodała z dumą, zerkając na zwierzaka, który postanowił obejść mężczyznę dookoła, oplatając smyczą jak pajęczyną. Summy chcąc nie chcąc, musiała podążyć za przyjaciółką, by czasem Ramirez nie wyrżnął orła. Pechowo jednak dla obojga, mała Lolcia władowała się między jego nogi, potem okręciła w prawo, lewo, prawo... - Och przepraszam. Niech się pan nie rusza..... zaraz to odpląt... Chyba, bowiem Lola za nic nie chciała współpracować, a widząc jak Summy przyklęka, zawróciła do niej, smycz plątając jeszcze bardziej niż dotychczas. Co Summy odplątała, Lolcia znowu zaplątała.
Diego Ramirez
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 33 lata Ekwipunek podręczny: rewolwer, dwa noże, multitool, wytrych, portfel ze sfałszowanymi dokumentami i gotówką, smartwatch, latarka, krótkofalówka, plecak
Cenił sobie swój dobry refleks, przeklął zatem w myślach paskudnie, gdy świnia okazała się szybsza. Miał już nawet zaczynać temat kontroli weterynaryjnej, która być może gdzieś by go doprowadziła, ale świnia czmychnęła blondynce tak zwinnie, że nawet Diego się nie spodziewał. Zaplątała go w tę smycz ciaśniej, niż kiedykolwiek opinały go kajdanki i pomyślał, że to nawet całkiem niezła metafora do wykorzystania na przyszłość, gdy gwałtowne szarpnięcie zupełnie oderwało go od tych bardzo adekwatnych do sytuacji myśli. Zachwiał się, ale nie upadł, bo ręką oparł się o witrynę sklepu, obok którego stali. Co najbardziej zaskakujące, nawet dla niego samego, nie okazał choćby cienia irytacji. Bardzo możliwym było, że z powodu staruszek, które zaczęły im się bacznie przyglądać. Przypuszczalnie gdyby teraz zastrzelił to zwariowane zwierzę, ciężko byłoby się z tego potem wytłumaczyć i żadna bajka o kochającym bracie, szukającym swojej siostry by nie przeszła. Zamiast tego pochylił się (cały czas uważając, żeby naprawdę nie wyrżnąć orła, bo o to nietrudno, kiedy ma się skrępowane nogi) i porwał z ziemi wiercącą się i kwiczącą jak zarzynane prosie Lolę. Sięgnął do jej karku i przez krótką chwilę wyglądało to, jakby chciał jej go skręcić. Nic bardziej mylnego. Odpiął jedynie smycz, oddał wieprzka Summy, po czym kiedy już na drugim końcu smyczy nie znajdowało się żadne oszalałe zwierzę, odplątał. I oddał właścicielce. — Żywiołowa ta twoja Lola — powiedział, starając się brzmieć neutralnie. W myślach przeklinał staruchy. Gdyby tylko ich tu do cholery nie było... Ale takie fantazje mógł sobie zostawić na później. Przyjechał znaleźć Elię, nie bawić się w świniopasa. Aż zatęsknił za domem; wyciągnięcie tam broni w biały dzień, na środku ulicy, raczej nie spotykało się z publicznym ostracyzmem. — Nie przepraszaj, nic się nie stało — powiedział, otrzepując się względnie z błota, którym ubrudziła go świnia, kiedy ją podniósł. — Czy w zamian za to, mógłbym cię o coś poprosić? — Zapytał, podnosząc na nią wzrok. Oczy miał czarne niczym dwie dziury, ale w jego twarzy nic nie wskazywało na to, że jest kimś ponad imigranta szukającego krewnej. W takich chwilach potrzebował Elii; on kompletnie nie potrafił rozmawiać z ludźmi, jeśli nie był im w stanie grozić.
Summy McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 16 Ekwipunek podręczny:
Summy niewątpliwie umarłaby na miejscu, wraz z tak brutalną śmiercią świnki, jaka jawiła się w myślach Diego Ramireza. Na szczęście w tym momencie jedynie narażona na wstyd, próbowała okiełznać swawole swej przyjaciółki. Lolcia zaś zorientowawszy się, że dziewczyna chce przerwać jej zabawę, postanowiła znowu czmychnąć przed właścicielką. Prosto w ręce nieznajomego, którego buty tak bardzo jej się spodobało. O wiele bardziej od dłoni, mocno trzymającej za boczki. Na nic zdał się płacz i wiercenie, wkręcające w uszy i łamiące serce Summy. Nastolatka podniosła się z kucek, przejęta losem swego pupila. Gotowa była wydrapać oczy każdemu kto śmiałby skrzywdzić małą świnkę. Odetchnęła z ulgą, gdy Lola trafiła w jej ramiona i uśmiechnęła się przepraszająco. Tuląc świnkę do piersi, pogłaskała ją po brudnym pyszczku, nie bacząc już na to jak bardzo ufajdana wróci do domu. Już nie zamierzając świnki puszczać samopas, podziękowała za smycz i schowała ją do kieszeni kurtki. - Tak, tak, oczywiście. Odpowiedziała na szybko, pewna będąc, że prośba będzie dotyczyć odnalezienia siostry. Po części także wpatrzona w czerń spojrzenia, Summy zdążyła się zarumienić ze wstydu i wysiłku, włożonego w pochwycenie Loli. Jakby tylko mogła, od razu po zakupach skierowałaby się do mieszkania Masonów, by na gorąco opowiedzieć Ash o spotkaniu z nieznajomym. Dziś musząc się zadowolić jedynie wpisem do pamiętnika, blondynka uśmiechnęła się, poprawiając świnkę w ramionach.
Diego Ramirez
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 33 lata Ekwipunek podręczny: rewolwer, dwa noże, multitool, wytrych, portfel ze sfałszowanymi dokumentami i gotówką, smartwatch, latarka, krótkofalówka, plecak
Na szczęście wyglądało na to, że nikt nie musiał dzisiaj umierać, krnąbrna świnia została okiełznana. Ramirez zaczął się zastanawiać, czy nie słyszał kiedyś czegoś na temat doskonałej pamięci u tych zwierząt. Miał zatem nadzieję, że ta konkretna go nie zapamięta, bo wydawało mu się, że zapałała do niego szczerą nienawiścią od pierwszego wejrzenia. A może po prostu wyczuła skórzane buty i postanowiła zemścić się za poległego kamrata? Nie wiedział. Jedyne zwierzę, jakie kiedykolwiek posiadał, psa, którego przyniósł sobie z ulicy, ojciec zastrzelił. Bo pies nie chciał go słuchać. Uśmiechnął się czarująco, skoro tylko Summer się zgodziła. — Tak w ogóle, to nazywam się Carlos — zagaił uznając, że aby nie jawić się jako podejrzany nieznajomy, w dobrym tonie będzie się przedstawić. — Jak już wspominałem, szukam siostry i zastanawiam się, czy przypadkiem jej nie kojarzysz. Ma na imię Elia i jest weterynarzem — ciągnął. Widać było gołym okiem, że blondynce los świni nie jest obojętny, można więc było założyć, że do weterynarza z nią chodzi. Nie miał co prawda żadnej pewności, że Elia wciąż zajmuje się tym, co miało stanowić jej przykrywkę, ale warto spróbować. To był mocny trop. — Może ją znasz? Co prawda widzę, że Lola cieszy się dobrym zdrowiem, więc niekoniecznie potrzebny jej weterynarz, ale to nie jest duże miasto. Oczywiście mógłby do Elii po prostu zadzwonić. To by jednak tworzyło ryzyko, że zdąży coś wykombinować. W domyśle coś, co mu się nie spodoba. Chciał ją zaskoczyć. Ludzie tylko będąc zaskoczonymi okazywali prawdziwe emocje, zanim jeszcze zdążą się zastanowić, jak się zachować, by kogoś zadowolić. — Mniej więcej takiego wzrostu, czarne włosy, śniada karnacja — dodał, gestem pokazując, o jakim dokładnie wzroście mowa. Wciąż się uśmiechał, naprawdę wyglądając, jakby po prostu się martwił.
Summy McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 16 Ekwipunek podręczny:
Och Lola na pewno już doskonale zapamięta sobie Carlosa-Diego! Wydawało się nawet, że patrzy na niego z krzywym wyrazem ryjka, chociaż dla Summy ciągle pozostawała słodkim prosiaczkiem. No ale dziewczyna nie wpatrywała się teraz w swą podopieczną a mężczyznę. - Jestem Summy. Przedstawiła się, zaraz po tym, gdy Ramirez podał swe imię. Uśmiechając się uroczo, przestała stresować ewentualną złością nowego znajomego. Nie wyglądał na poirytowanego, więc kamień z serca. Tym bardziej, gdy siostrą mężczyzny okazała się Elia! Summy uśmiechnęła się jeszcze szerzej i pokiwała głową energicznie. O jak miło! Nastolatka zapałała do mężczyzny sympatią, równą tej jaką poczuła do pani weterynarz. - Znam, oczywiście! Bardzo miło mi pana poznać. Elia pracuje na farmie chocobów. Ostatnio byłam tam z Lolą, bo się biedna struła. Nie jestem pewna czy tam akurat teraz będzie, ale słyszałam, że mieszka u Novaków. Mogę pokazać gdzie, to niedaleko. Sympatyczna nastolatka, z wielką przyjemnością mogła oprowadzić Carlosa po mieście. Pokazać gdzie leży farma, gdzie można zjeść i napić się czegoś mocniejszego, no i gdzie znajduje się mieszkanie państwa Novak. Babcia Felixa na pewno chętnie ugości brata przyjaciółki swego wnuczka.
Lance McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 19 Ekwipunek podręczny:
Lance nie wiedział czym zająć się w czasie póki nie zwolni się Silver. Może zajrzy do kina kupić popcorn. Od śniadania nic nie jadł, więc zaczynało burczeć mu w brzuchu. I wtedy zobaczył Lolę. Czy to dziwne, że głodnego do świni ciągnie? Oczywiście, że nie. I wcale nie miało to nic wspólnego z tym, że mimo całej swojej niepewności i obawy przed spotkaniem Summy, tak naprawdę chciał ją zobaczyć. No dobra, może odrobinę. Tym bardziej, że ani trochę nie podobało jej się, że gawędziła tak sobie z jakimś nieznajomym starszym gościem, tak krótko po ich zerwaniu! Poczuł jak serce zaczyna tłuc mu się w piersi. Przyspieszył kroku. Nie zamierzał zawracać. Mimo, że jakieś pierwotne instynkty nakazywały mu zawrócić w tej chwili. Ale Lola już próbowała wyrwać się z rąk Summy by pobiec w jego stronę. Oczywiście, że tak. Za często dokarmiał prosiaczka na boku, żeby tak szybko podzieliła niechęć swojej właścicielki do McDonalda. - Cześć - przystanął obok Summer i jej znajomego. Wyciągnął rękę by pogłaskać swoją ulubioną świnię w mieście. Lolę, nie Sum. Żeby nie było niejasności.
Diego Ramirez
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 33 lata Ekwipunek podręczny: rewolwer, dwa noże, multitool, wytrych, portfel ze sfałszowanymi dokumentami i gotówką, smartwatch, latarka, krótkofalówka, plecak
Nie lubił tej świni, z wzajemnością najwyraźniej. Ale to nic, Ramirez za nikim specjalnie nie przepadał, bo i nie musiał. Ani nie było mu to do niczego potrzebne, ani tym bardziej opłacalne. Ponownie uśmiechnął się czarująco, gdy zasłyszał imię dziewczyny, niczym jej lustrzane odbicie odwzajemniając każdy ruch jej twarzy. — Encantado de conocerle, Summy. Po angielsku to imię brzmi lepiej, po hiszpańsku lato to verano — nietrudno było się domyślić, że powiedział, że miło mu ją poznać. Pozostała część zdania padła, bo z tego, co udało mu się zaobserwować, chyba przypadł jej do gustu hiszpański akcent. Nie pokazał po sobie nawet jak wielką ulgę odczuł, gdy okazało się, że już za pierwszym rzutem trafił tam, gdzie trafić powinien. Uśmiechnął się z udawaną wdzięcznością, ale na krótką chwilę coś złowrogiego przyczaiło się w czarnych tęczówkach. Trwało to jednak tak krótko, że równie dobrze mogło się Summy przywidzieć, chyba, że nawet tego nie dostrzegła. Novaków? To było coś nowego. Nieoczekiwany zwrot akcji i zamieszane w sprawę osoby trzecie? Bardzo mu się to nie podobało. Przywołał na twarz grymas, który mógł przywodzić na myśl tylko pełne uprzejmości niedowierzanie. — Naprawdę, mogłabyś? — Dopytał. Mniej więcej wtedy dostrzegł zbliżającą się nonszalanckim krokiem sylwetkę, która zmierzała z naprzeciwka. Na razie był jednak zbyt pochłonięty zastanawianiem się nad tym, co Martinez robiła w domu jakichś Novaków. Nie tak miało być, nie taka była umowa. To było jawne nieposłuszeństwo w obliczu tego, jakie były ustalenia. Ostatkami sił zmusił się do tego, by wciąż kontynuować miłym tonem, czuł jednak znajome mrowienie wzdłuż kręgosłupa i w opuszkach palców. Gniew. Na razie jedynie jego zalążek, który nieśmiało wyściubił nos ze swojej kryjówki, ale same jego przesłanki były już alarmujące. — Opowiedz mi coś o Novakach. Muszą być na pewno porządnymi ludźmi, skoro zgodzili się, żeby Elia u nich zamieszkała — poprosił. Mniej więcej wtedy podszedł do nich chłopak, którego dostrzegł z daleka. Diego kontrolnie zmierzył go wzrokiem, nie było w tym wrogości, a czysta kalkulacja. Sądząc po jego zachowaniu, znał Summer. Diego miał to teraz w dupie. Musiał się tylko dostać do tych Novaków, kimkolwiek by oni nie byli. Musiał się dostać do Elii. — Cześć — wtrącił, mimo nieodpartego wrażenia, że powitanie było skierowane bardziej do blondynki, aniżeli do niego. Mimo to wciąż się uśmiechał. Przecież on tylko szukał siostry.
Summy McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 16 Ekwipunek podręczny:
Z podziwem chłonęła każde hiszpańskie słowo Carlosa. Z wypiekami na twarzy, słuchając brzmienia jego głosu i ucząc się akcentu, jakim posługiwał. Nie posługując się żadnym językiem obcym, Summy wychodziła właśnie z założenia, że hiszpański jest najpiękniejszy i z chęcią by się go nauczyła. Encatata de cononelele. Błędnie powtarzając zdanie, wypowiedziane przez mężczyznę, nastolatka zupełnie nie dostrzegała zalążków gniewu ani też nie widziała żadnej negatywnej cechy w bracie Elii. Zwracając uwagę jedynie na sympatyczny uśmiech mężczyzny, odwdzięczała się podobnym, głaszcząc świnkę po pyszczku, co najwidoczniej skutecznie uspokajało zwierzaka. Lola niemal zamknęła oczka do snu, ale szybko się przebudziła, dostrzegając swojego ulubionego dokarmiacza. - Och cóż mogłabym powiedzieć... Felix jest przyjacielem przyjaciela przyjaciółki mojej przyjaciółki. Nie, źle... przyjacielem przyjaciela przyjaciółki siostry mojej przyjaciółki, o! Summy parsknęła śmiechem, jeszcze nie dostrzegając Lancelota. Rozbawiona swym tłumaczeniem, przerwóciła oczami i pokręciła głową sama nad sobą. Przestała się szczerzyć gdy usłyszała Lansa i zwróciła na niego spojrzenie. Aż jej się zrobiło jednocześnie gorąco i smutno. - Cześć. Bąknęła w odpowiedzi i spojrzała gdzieś w bok, nie wiedząc jak się zachować. Napięcie było widoczne gołym okiem! Summy było bardzo przykro, że od tylu dni żadne z jej przyjaciół nie zechciało porozmawiać w cztery oczy, jakby to blondynka była winna ich błędom!
Lance McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 19 Ekwipunek podręczny:
Nie podobało mu się jak Summy patrzyła na mężczyznę koło niej. Zdecydowanie za dużo było w tym spojrzeniu podziwu, zamiast zwykłego nie-znam-cię-ale-uśmiecham-się-bo-tak-wypada na twarzy. - Nowy znajomy? Nie umiał się powstrzymać. Musiał wiedzieć co to za koleś. Zdecydowanie nie nadawał się na towarzystwo dla Summy. Utkwił spojrzenie w dziewczynie. Ona uciekła wzrokiem. - Jestem Lance - przedstawił się niezależnie od jej odpowiedzi, a potem znów zwrócił się do Summy. - Możemy chwilę porozmawiać? Tak bardzo miał ochotę złapać ją w ramiona. Tulić, całować i nigdy nie puszczać. Znowu poczuł jak gotuje się w nim na myśl o Ashley. To wszystko przez nią. Gdyby zachowywała się dojrzalej może dałoby się rozwiązać to wszystko pokojowo. A tak? Tak musiał cierpieć, podczas gdy wszystkie jego komórki rwały się ku dziewczynie, którą stracił. I kto wie? Może właśnie miał okazję poznać jej nową miłość? Posłał nieznajomemu wrogie spojrzenie. W ogóle to ten facet był dla niej za stary!
Diego Ramirez
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 33 lata Ekwipunek podręczny: rewolwer, dwa noże, multitool, wytrych, portfel ze sfałszowanymi dokumentami i gotówką, smartwatch, latarka, krótkofalówka, plecak
Bezwstydnie wykorzystywał fascynację nastolatki. Na próżno byłoby się jednak doszukiwać jakichkolwiek wyrzutów sumienia w związku z takim obrotem spraw. Biorąc pod uwagę, że już niejedną równie uroczą i niewinną buzię pociął tak, że rodzona matka nie była w stanie jej poznać, nie robił nic złego. Ba, czuł się niemal wzorowym obywatelem. Niemal, bo przecież był tu nielegalnie. I nienawidził pierdolonych gringos. I Ameryki w ogóle, przynajmniej jej północnej części. Tłumaczenie Summer, choć w pierwszej chwili wyprowadziło go swoją niepotrzebną zawiłością z równowagi, po zastanowieniu nad tym, co właściwie powiedziała, sprawiło, że gniew i niepokój jedynie się nasiliły. Uśmiech na chwilę zniknął, nie miało to jednak nic wspólnego z pojawieniem się Lancelota. Kiedy bowiem chłopak się przedstawił, Diego spojrzał na niego, choć właściwie lepiej zabrzmiałoby, że przejrzał przez niego, bo myślami był chwilowo zupełnie gdzie indziej. Felix Novak. Pokiwał głową na boki, aż coś nieprzyjemnie zachrzęściło mu w karku. — Carlos — odparł krótko. Na wrogie spojrzenie Lancelota odpowiedział zupełnie beznamiętnym. Diego nie miał teraz czasu na metaforyczne zawody w sikaniu na odległość. Domyślał się, skąd ta niechęć, którą mógł wyczytać z twarzy chłopaka jak z otwartej książki; coś mu jednak mówiło, że Summer wcale nie chce rozmawiać, a choć nieszczególnie go obchodziło to, co się między nimi działo, zdecydowanie na rękę byłoby mu, gdyby blondynka rzeczywiście nie miała na to ochoty teraz. Zaczynał się niecierpliwić. — Summy — nonszalancki uśmiech wrócił na swoje miejsce, kiedy zwrócił się do niej ponownie. Poza tym uparcie patrzyła gdzieś w bok, a najlepsze efekty osiągał wtedy, gdy mógł komuś patrzeć w oczy. Poczekał zatem, aż na niego spojrzy i podtrzymał kontakt wzrokowy. — Jeżeli chcesz porozmawiać ze znajomym, to już nie przeszkadzam. Skoro znam nazwisko, poproszę kogoś innego, żeby mnie tam zaprowadził — wyjaśnił, wciąż uprzejmie, niemal wyrażając żal, że nie zrobi tego Summer. Wydawał się jednak pełen zrozumienia wobec konieczności porozmawiania z przyjacielem. Tak naprawdę właśnie próbował ją zwyczajnie skusić nonszalancją, choć nie liczył na powodzenie. Byłoby szybciej, gdyby go tam zaprowadziła, aczkolwiek jeśli tego nie zrobi, też nie był w złej sytuacji. Wiedział już, gdzie Elia pracuje, a znając tożsamość jej lokatora, był w stanie ją odnaleźć. Byle jak najprędzej, bo zaczynał już szaleć z przejmującej frustracji, choć pozornie zachowywał stoicki spokój.
Summy McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 16 Ekwipunek podręczny:
Żadna odpowiedź nie padła po pierwszym pytaniu Lance. Summy zamiast na niego spojrzeć, może przedstawić sobie mężczyzn, złapała za smycz i zaczęła zapinać ją na szelkach świnki. Było to przecież w tym momencie bardzo potrzebne i nastolatka nie mogła czekać. Przelotnie zerknęła na McDonalda i brata Elii, bo zaczynała odczuwać dylematy. Prośba Lancelota spodobała się blondynce, ale z drugiej strony rozmawiała ona teraz z Carlosem! Miała pomóc mu odnaleźć siostrę, zaprowadzić pod dom Novaków albo na farmę, tymczasem rozmowa z przyjacielem wywołała niezdecydowanie. Co robić, co robić. Summy spojrzała na Carlosa, gdy usłyszała swoje imię i odetchnęła z ulgą, gdy ze strony mężczyzny poczuła wyrozumiałość. Mylnie interpretując jego zachowanie, uśmiechnęła się lekko i lekko odwróciła, by stanąć bokiem i spojrzeć w jedną z ulic. - To niedaleko. Trzeba skręcić w prawo, za tym ciemnym budynkiem i minąć warzywniak, fryzjera i kamienicę z zielonym drzwiami, a następnie skręcić w lewo. Podając Carlosowi numer budynku w którym mieszkała jego siostra, Summy była pewna, że mężczyzna otrzymał nieocenioną pomoc i będzie za nią bardzo wdzięczny. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy! Uśmiechnęła się do Ramireza i zerknęła na Lancelota. Lepiej żeby ten dobrze się wytłumaczył, bo nadszarpnięte serce nastolatki wymagało czegoś więcej niż uścisków i pocałunków.
Lance McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 19 Ekwipunek podręczny:
Lance stał obok nie ingerując w rozmowę tej dwójki. Miał tylko nadzieję, że Summer jak najszybciej spławi tego całego Latynosa. Co on w ogóle robi w Stanach? W Meksyku im się muru odechciało? Odwrócił wzrok i powiódł nim za mijającym ich mężczyzną, posyłając plecom nieznajomego wrogie spojrzenie zamiast Carlosowi. Summy tłumaczyła mu drogę dokądś. Nie skupiał się na tym za bardzo. Miał tylko nadzieję, że facet znajdzie czego szuka i przestanie niepokoić dziewczynę. Albo niech się zgubi w cholerę, byle tylko nie znalazł drogi do Summer. Dobrze było pożyczyć komuś innemu źle. Komuś innemu niż Ash, bo ostatnio wszystkie negatywne myśli kierował właśnie w jej stronę. - Przejdziemy się? - zaproponował, kiedy skończyli rozmowę. No i kiedy Lola znowu była zapięta w szelki i gotowa do drogi. Zabawne, że Sum miała tą świnkę już tak długo, że zupełnie przyzwyczaił się do wyprowadzania jej na spacery. Nawet nie czuł się przy tym dziwnie. Wciąż pukał się w czoło, kiedy ludzie wyprowadzali koty na smyczy. Ale świnia? Świnia była zupełnie normalna. - Dostałaś mój list...? Właściwie nigdy nie dostał odpowiedzi, więc wolał się upewnić.
Diego Ramirez
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 33 lata Ekwipunek podręczny: rewolwer, dwa noże, multitool, wytrych, portfel ze sfałszowanymi dokumentami i gotówką, smartwatch, latarka, krótkofalówka, plecak
Już nic więcej nie było mu potrzebne. Dokładny opis, który niemal wyrył w swojej pamięci jak nożem, powinien przysłużyć mu się na tyle, że nie było już konieczności angażowania kolejnych osób. Tym lepiej, bo nie będzie musiał dalej łgać, że martwi się zniknięciem siostry, która obok siostry nawet nie stała. Ignorując wciąż gniewne spojrzenie Lancelota, uchylił Summer ronda kapelusza. Uśmiech na jego twarzy jedynie znacznie się poszerzył. — Hasta luego, Summer. Dziękuję za twoją nieocenioną pomoc — rzekł uprzejmie. Ramirez co prawda był zwykle zbyt ostrożny, by działać pochopnie, ale obecnie miał nieodpartą ochotę od razu udać się pod wskazany adres. — Jestem przekonany, że Elia będzie ci równie wdzięczna, co ja — dodał, a chociaż na próżno doszukiwać się w jego słowach żartu, wydawał się być rozbawiony. Czy Summer była świadoma, co właśnie zrobiła? Najpewniej nie. Pytanie, czy posiadając taką wiedzę, zrobiłaby to samo? Nieistotne. Ktoś inny wskazałby mu drogę. Pochylił się nieznacznie do przodu i zmusił do tego, by ponownie dotknąć świni, niby to na pożegnanie. Skoro tylko jego spojrzenie znalazło się na tej samej wysokości, co wzrok blondynki, nawiązał kontakt wzrokowy. Uprzejmy uśmiech, który przywołał na twarz, nie objął jego oczu. — Dbaj o nią. Byłaby wielka szkoda, gdyby coś jej się stało. — I tylko paranoik doszukiwałby się w tych słowach groźby. Ot, przyjacielska rada. Po tych słowach Diego niespiesznie wyminął tę dwójkę, czy właściwszym byłoby rzec: trójkę i ruszył chodnikiem w kierunku, który wskazała mu dziewczyna. Uprzejmy uśmiech zniknął mu z twarzy na dobre, kiedy tylko stracił się im z widoku. Tylko rzuci okiem na dom, skryty pod rondem kapelusza. Pokusa zobaczenia Elii była zbyt silna, by chociaż nie zerknąć.
z/t
Summy McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 16 Ekwipunek podręczny:
Summy była dumna, że tak przypadkowe spotkanie zaowocowało tak doskonałą pomocą. Już nie mogła się doczekać spotkania z Elią na farmie. Na pewno Carlos miło o niej wspomni a to zaowocuje ładnym plusikiem na koncie nastolatki. Uśmiechając się do mężczyzny, spojrzała mu w oczy i kiwnęła głową, słysząc radę. - Oczywiście, że będę. Proszę pozdrowić Elię. Rzuciła jeszcze i odprowadziła mężczyznę wzrokiem. Przykucając, by postawić Lolę na chodniku, wyprostowała się z ociaganiem i spojrzała na Lansa. Bez słowa ruszyła obok niego, denerwując się rozmową, na którą wyraziła zgodę. Przy pytaniu, kiwnęła głową, patrząc przed siebie. - Mam ci coś oddać? O to ci chodzi? Zapytała w końcu, mylnie myśląc, że skoro chłopak oddał jej słuchawki, to ona również coś od niego jeszcze przetrzymuje. Ciągle jeszcze w pamięci miała te słabe przeprosiny w smsach. I ucieczkę Lancelota przed jej towarzystwem. A niech mu będzie dobrze z Ashley!
Lance McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 19 Ekwipunek podręczny:
Lance nie znał się z Novakami na tyle, by na pamięć znać adres, więc nie miał pojęcia dokąd Summer kierowała mężczyznę. Jedyne co wiedział, to że Felix otworzył niedawno lumpex. Takich rzeczy człowiek dowiaduje się transportując staruszki z bólem małego palca u stopy do szpitala. Elii też nie znał osobiście, więc nie miał jak dać jej znać, że brat jej szuka. A to pech. Nikt nie ostrzeże niczego nieświadomej Martinez... Zresztą teraz i tak miał myśli zajęte czymś innym. - Nie, nie - zaprzeczył od razu. Miała jeszcze jego bluzę. Musiała o tym zapomnieć. I tak wolał by ją zachował. - Nie o to chodzi. Nie dałaś mi żadnej odpowiedzi... Co zrozumiałe. Sam pewnie nie chciałbym siebie widzieć, gdybym to sobie odwalił takie gówno. Ale chciałem zapytać czy czujesz się już trochę lepiej...? Zdecydowanie Lancelot nie miał pojęcia co powiedzieć, jak zacząć, ani co robić.
Summy McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 16 Ekwipunek podręczny:
Aż przystanęła i spojrzała na Lancelota. Rumieniec oblał jej policzki ale nie ze wstydu. Summy poczuła złość, którą wyczuła jej świnka. Lola aż chrumknęła ze złością, doskonale rozumiejąc gniew nastolatki. Blondynka zmarszczyła czoło. - A co miałam ci napisać?! Prosić, żebyśmy się spotkali? Przepraszać, że w ogóle coś od ciebie chce? Sam w wiadomości zdecydowałeś o rozstaniu, jakbyś... jakbyś tego chciał! Okłamałeś mnie! Ale proszę bardzo, róbcie sobie z Ash co chcecie, wcale was nie potrzebuję.. Summy chciała być twarda jak ojciec. Nawet przez myśl jej przeszło, że powinna Lansowi nakopać do dupy, ale im dłużej mówiła, tym bardziej głos jej się łamał. Nie dawała jednak za wygraną. Geny Barlowa obligowały. - Zamiast głupich smsów i listów, sam powinieneś mi o wszystkim powiedzieć... Jak się czuje? Zgadnij! Summy podciągnęła nosem i i zacisnęła usta, wykrzywiające się do płaczu. Odwróciła głowę w bok, oddychając szybko i walcząc z ochotą na płacz. Krzyżując ramiona na piersi, nie zamierzała o nic prosić, bo nie ona wszystko zepsuła.
Lance McDonald
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 19 Ekwipunek podręczny:
Po jej słowach Lance'a też wmurowało w ziemię. Sam nie wierzył w to co słyszy. Nie chciał robić sobie nadziei, więc musiał się upewnić, czy naprawdę dobrze ją zrozumiał. - Ale... nie zerwałabyś ze mną od razu? Swoją drogą tak gwałtownie się zatrzymali, że mało nie wpadła w nich jakaś babcia, która nie szczędziła komentarzy na ich temat, mijając ich. Może środek ulicy to rzeczywiście nie było najlepsze miejsce na rozmowy. Dlatego Lance pociągnął Summy w kierunku parku, który był zaraz obok.
---> park
David Payne
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 Ekwipunek podręczny:
Rios szczęśliwie nie musiał być świadkiem zbyt wielu czułostek państwa Payne, bo Tonia miała duży ruch o tej porze. Wymienili więc tylko kilka zdań, buziaczek na do widzenia i oficer wrócił do radiowozu z zachęcająco pachnącą kawą. Decyzja Davida by poślubić dziesięć lat młodszą kelnerkę, wydawała się większości mocno kontrowersyjna, ale nie ulegało wątpliwości, że policjant oszalał na punkcie tego dziewczęcia. Może nawet za bardzo, biorąc pod uwagę jego zaborczość. Nawet jego współpracownicy nie przebywali z Antoinette zbyt długo sam na sam, bo zaraz u jej boku pojawiał się jej mąż, niczym napuszony pies stróżujący. - Co ze sprawą Silvera? Masz coś na niego, czy skurwysyn znów się wyślizgał? - upił łyk swojego cappuccino
Leonel Rios
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 40 lat Ekwipunek podręczny: rewolwer energetyczny, pacyfikator, nóż, telefon, zapalniczka, papierosy, dokumenty
Być może gdyby Rios nie miał na wszystko dokumentnie wywalone, też uznałby ich małżeństwo za kontrowersyjne. Wyszedłby w związku z tym obecnie na potwornego hipokrytę, skoro sam pokazywał się z Elią, a ich dzieliło lat szesnaście. Te spore różnice wieku zaczynały się robić w Rode jakąś dziwną regułą. Kiedy David wrócił, Rios wpierw zabrał od niego kawę i się napił. Ewidentnie była smaczniejsza niż ta, którą mieli do dyspozycji na posterunku. Włożył kubek w uchwyt do tego przeznaczony i odpalił silnik, po czym ruszyli. Leon nie spieszył się jakoś wybitnie, mieli mnóstwo czasu. Skrzywił się na to pytanie. - Oczywiście, że się wyślizgał. Choć nie wygląda, nie jest głupi na nasze nieszczęście - rzucił kwaśno, choć wzrok miał utkwiony w drodze. - Właściwie cały czas opieramy się na oczekiwaniu, kiedy popełni w końcu jakiś błąd. Sprawa paczki ze stacji właściwie została umorzona, bo nie znaleźliśmy niczego obciążającego. Możemy sobie co najwyżej snuć domysły, a sam wiesz, że to gówno warte - wzruszył ramionami. Było to frustrujące, ale cóż zrobić? Tym bardziej, że ostatnio John w ogóle przycichł i się nie wychylał, zupełnie jakby wyczuł, że mają na niego pilniejsze oko niż zwykle. Albo już po prostu w ogóle się tym nie przejmował, co było równie prawdopodobne. Jego lekceważący stosunek do policji nie był nawet dziwny. Jeśli istniały reguły, to tylko policja musiała według nich grać, on już niekoniecznie.
David Payne
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 Ekwipunek podręczny:
Skrzywił się. Sprawa Silvera była śliska i nieprzyjemna. Nie szło się przy niej nie ujebać po łokcie. Ograniczały ich przepisy, Silvera nie, stąd wciąż był górą. Najłatwiej byłoby go po prostu zdjąć i byłby święty spokój. - Jebaniec - podsumował chyba najtrafniej jak się dało. - Igra z nami i się przy tym zajebiście bawi. - wymamrotał, patrząc przed siebie. Jego samego też to irytowało. Robił z nich debili. Skrzyżował ręce na piersiach. - Ostatnio coś w ogóle cicho jest - zauważył jakże słusznie - Za cicho. Mam wrażenie, że zaraz coś pierdolnie pod naszym nosem i to z przytupem. - zmarszczył nos, wyciągając nieco nogi. Przez wzrost zwykle było mu w tak ciasnych przestrzeniach niewygodnie. Pił przez chwilę kawę w milczeniu. No, ale nie byłoby sobą, gdyby nie zapytał. - To skąd żeś wytrzasnął tą długonogą nimfę? Przyjezdna?
Leonel Rios
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 40 lat Ekwipunek podręczny: rewolwer energetyczny, pacyfikator, nóż, telefon, zapalniczka, papierosy, dokumenty
Rios za to się roześmiał. Oczywiście, że Silver świetnie się bawił. Im pozostało jedynie tyle, żeby jak najwięcej z tej zabawy popsuć. Gdyby był na miejscu Johna, z pewnością miałby podobne podejście. I choć tak, najłatwiej byłoby go zdjąć, świat tak nie działał. Nie można było sobie posyłać do piachu kogoś, wobec kogo nie ma nawet uzasadnionych zarzutów. Rios znał prawdę, Payne znał prawdę, wszyscy wkoło ją znali. Ale nie mając dowodów, mogli sobie co najwyżej ponarzekać. Tyle im zostało, a John doskonale o tym wiedząc, robił swoje. - Ta, coś w tym jest - mruknął pod nosem, zgadzając się z Davidem. Sam myślał o tym dosłownie przed chwilą. Taka cisza nigdy nie zwiastowała niczego dobrego, tym bardziej, że Leon miał świadomość, że sprawa Ramireza również podejrzanie umarła śmiercią naturalną. - Ale z drugiej strony, w tej dziurze każdy orze jak może - dodał, sięgając po kawę. Napił się i omal zakrztusił słysząc pytanie Davida. Chyba nigdy nie przyzwyczai się do tego, że nagle znalazł się na świeczniku i to z tak prozaicznego powodu. - Przyjezdna - zgodził się krótko, odstawiając kawę do uchwytu. - I właściwie sama się wytrzasnęła - dodał z rozbawieniem.
David Payne
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 Ekwipunek podręczny:
Przyjezdna. W sumie oczywiste pytanie, urodę miała zupełnie nietutejszą. Zaaprobował wybór Riosa miną, a'la Obama, pokiwawszy głową. - Najsss... - i upił łyk kawusi. Rios miał farta. Nie był już najmłodszy, do Mistera Rode też mu było daleko, a tu taka lala! Jak z żurnala! Payne aprroves! - To jej pilnuj. Takie młode trzpioty mają czasem głupie pomysły. - podsumował, bo sam miał sporo młodszą żonę. Która mogłaby w końcu mu dać potomka. Nie żeby naciskał. Nie żeby to robił od jakichś...trzech lat. On jest zdrowy, ona zdrowa, to czyja to wina, jak nie jej?
Leonel Rios
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 40 lat Ekwipunek podręczny: rewolwer energetyczny, pacyfikator, nóż, telefon, zapalniczka, papierosy, dokumenty
Elia cała była nietutejsza, co najwyraźniej dość łatwo rzucało się w oczy. Rios natomiast nigdy nie był typem specjalnie zaborczej osoby, jakby bardzo chcąc się tym oddalić od ojca, dlatego też trochę zdziwiły go słowa Davida, aż spojrzał na niego z rozbawioną miną. - Jest dorosła, może pilnować się sama - machnął ręką, wzrok przenosząc na drogę. Poza tym Leon był raczej zdania, że nic na siłę, być może to był też jeden z powodów, dla których nigdy nie założył rodziny, tuż obok kiepskich wzorców wyniesionych z domu. W przypadku jego i Elii nikt tu nikomu nic nie obiecywał, nie padły żadne deklaracje. Gdyby nie soczyste plotki, które obiegły Rode z prędkością światła, pewnie nawet nie byłoby powszechnie wiadomo, że się widują, bo pozostawało to w sferze bardzo nieoficjalnej. No i już widział, jak oznajmia jej, że trzeba ją pilnować. Była zbyt dumna i uparta na takie rzeczy. - Mówisz z autopsji? - Dopytał, wciąż rozbawiony. Niewiele wiedział o Antoinette, nigdy się też tym specjalnie nie interesował. Widział ją tylko przelotnie, zawsze w towarzystwie męża. Być może gdyby miał do tego głowę, uznałby to, w połączeniu ze słowami Payne'a za podejrzane, ale obecnie takie niuanse mu raczej umykały.
David Payne
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 Ekwipunek podręczny:
Uśmiechnął się kącikiem ust, wyraźnie rozbawiony. Jak nie będzie jej pilnował, to szybciutko go wydyma i ucieknie z innym hombre. Baby takie były. No chyba, że Riosowi o to chodzi, to my bad, kaja się nisko. - O tak. Zresztą...zapomniał wół jak cielęciem był? - Payne też nie był aniołkiem za młodu. - Młodość. Zresztą ostatnio miałeś interwencję u Chambersów, więc wiesz o co biega. Imprezki, prochy, alkohol...Tak to już było z tą młodością. Wiele głupich decyzji, potrzeba wyszumienia się. Nie, nie wiedział, że była tam akurat Elia. Nie słuchał plotek tak dokładnie. Szczęśliwie on Tonię szybko ustawił do pionu. To parę głupich wyskoków na początku, było jej ostatnimi i teraz się zachowywała jak należy.
Leonel Rios
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 40 lat Ekwipunek podręczny: rewolwer energetyczny, pacyfikator, nóż, telefon, zapalniczka, papierosy, dokumenty
Wciąż, nikogo na siłę nie zamierzał przy sobie trzymać. Dochowanie wierności powinno być dobrowolne, inaczej było gówno warte. Poza tym właściwie sam ją stąd wypychał, stąd i jego bucowate zachowanie. To nie jest miejsce dla młodych, zdolnych ludzi i liczył, że Martinez to w końcu zrozumie i przestanie się upierać. - A gdzieżby - uśmiechnął się krzywo. - Młodość się rządzi swoimi prawami, Payne. Chujowo jest ją komuś zabierać, bo ma się taki kaprys - wzruszył lekko ramionami, wrzucając kierunkowskaz. Przepuścił pieszych na przejściu, odprowadzając ich wzrokiem, po czym niespiesznie ruszyli dalej. - Nie żebym twierdził, że to co sam wyprawiałem było mądre, ale przynajmniej jest co wspominać na stare lata - prychnął śmiechem. Też nie był święty za młodu, głównie zanim wstąpił do policji. Zdążył się wyszumieć i narobić głupot. Ale wtedy życie było inne, prostsze, poza tym zachowywał się jak postrzeleniec. To był jeszcze etap jego zabawy w myśliwego, gdy brawura przeplatała się z chęcią zaimponowania dziewczynom, których imion teraz nawet już nie pamiętał. - Ta, to była świetna interwencja - mruknął pod nosem. Teraz już się tylko z tego śmiał, w końcu minął miesiąc, ale wtedy naprawdę się wkurwił. - Z drugiej strony lepsze to, niż kolejne wezwanie do Hiacynty Bucket - przyznał. Co prawda wystąpił w roli głównego niszczyciela zabawy, ale dobrze, że skończyło się to jak skończyło.
Spokojny patrol? Nic z tych rzeczy. Nagle radosną pogawędkę o interwencjach, babach Wiadro i innych trzpiotach przerwał trzeszczący odgłos policyjnego radio. Dyzozytor Janusz ogłosił przezeń: - 00 do 07, jesteście wolni? Potrzebna pilna interwencja nad Derpskim. Prawdopodobnie samobójstwo, tak twierdzi świadek. Los zagnał zatem dzielnych funkcjonariuszy na połunie, poza miasto.
David Payne
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 Ekwipunek podręczny:
Koniec spokojnego patrolu. David westchnął cicho, odłożył kubek na stojak i wziął do ręki krótkofalówkę. - Zgłasza się 07. Jesteśmy wolni, jedziemy na miejsce. Bez odbioru - odłożył krótkofalówkę i pojechali
-> Jezioro Derpskie
Evandra Price
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 lat Ekwipunek podręczny: klucze, portfel, scyzoryk, smartfon, notes, ołówek, szminka, papierosy, zapalniczka
Czas w Rode płynął wolno, zbyt wolno; mimo to odnajdywała w tym pocieszenie. Takiego właśnie zwolnienia tempa jej brakowało, choć z natury pracowita jak pszczółka szukała sobie zajęć. Dużo pisała przez ostatnie dni, na tym skupiając całą swoją uwagę. Obserwowała bacznie otaczający ją świat, ludzi, którzy przez te piętnaście lat zmienili się tylko pozornie. Przybyło im zmarszczek, może zmartwień, ale w głębi duszy czuła, że czas dla Rode się zatrzymał. Dla niej to dobrze, bo łatwo było się zaaklimatyzować na nowo, mogłaby się jednak założyć, że sami Rodeńczycy mieliby odmienne zdanie na ten temat. Frustrującym musiało być takie stanie w miejscu. Nie dostrzegała przy tym powiewu hipokryzji, który nadszedł wraz z rozwodem. Przecież sama rozpamiętywała przeszłość, zamiast po prostu przełknąć gorzką porażkę i ruszyć dalej. Dzisiaj nie myślała o tym jednak, a wybrawszy się na spacer po mieście zahaczyła o cukiernię. W dzieciństwie kupowała tutaj świeże, jeszcze gorące bułki z cynamonem, za wysupłane pieczołowicie grosze. Nie brakowało im pieniędzy dzięki odszkodowaniu, ale jej matka nigdy nie chciała, by Eva wyrosła na rozpieszczoną księżniczkę. Dlatego dzielnie wyprowadzała sąsiadom psy i myła okna, na szczęście nigdy nie kosiła trawników. Od zapachu skoszonej trawy bolała ją głowa. Wiedziona chęcią wrócenia do smaków dzieciństwa, kupiła bułkę zauważając, że niestety ekspedientka się zmieniła. Ciekawe, co stało się z panią Figg? Czyżby przeszła na emeryturę? Zapłaciła za pieczywo i wypadła znowu na zaśnieżoną ulicę. Zdążyła się już przyzwyczaić do tej barbarzyńskiej temperatury i noszenia czapki, która nieodłącznie doprowadzała ją do szału. Włosy jej się od tego elektryzowały, a bez wizyt u jej zaufanego fryzjera miała wrażenie, że oklapły bez blasku. Przestała się tym jednak przejmować jakiś tydzień temu gdy odkryła, że dwumilimetrowy odrost nie jest końcem świata i nikt jej tu z tego powodu nie spali na stosie. Prócz tego wyglądała jak zwykle nienagannie, na tyle oczywiście, ile było to możliwe w dwóch warstwach swetra i płaszcza sięgającego przed kolana. Gustowne kozaki na obcasie zamieniła na ich wygodniejszy zamiennik, pozbawiony udziwnień, dzięki czemu przy każdym wyjściu na miasto nie odstawiała efektownego tańca na lodzie. Nie spodziewała się spotkać dzisiaj nikogo znajomego, co było niestety dość naiwne z jej strony, wszak znała tu większość osób. Nie przejmując się tym jednak, nie dzisiaj, szła przed siebie. Zdjęła rękawiczki, czego szybko pożałowała, ale nie mogła się doczekać, aż spróbuje wypieku, póki ten był jeszcze ciepły. Urwała kawałek bułki i wpakowała do buzi, uważając, by nie rozmazać sobie szminki, już po chwili zachwycona smakiem, który naprawdę na krótką chwilę przypomniał jej dzieciństwo.
Scott Randall
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 lat Ekwipunek podręczny: Papierosy, pudełko zapałek, notatnik z ołówkiem, klucze
W przeciwieństwie do Evandry, Scott tęsknił za tętniącym życiem miastem. Na początku cisza sprzyjała i jemu. Żałobę nadal nosił w sercu, lecz przez pierwsze miesiące czerpał siły ze spokoju. Nie przeszkadzały mu plotki, właściwie nie było ich zbyt wiele na jego temat przez sam wzgląd na szacunek jakim darzyło się Randallów w Rode. Scott cieszył się sympatią, pomimo skrytej natury. Był jednak pomocny i nie zostawiał człeka bez wsparcia więc może to zaowocowało taką, a nie inną opinią. Dzisiejszy dzień miał zaplanowany co do określonych pór dnia. Rano zakupy, porządki, popołudniu obiad i ogarnianie obejścia. Wieczorem spędzenie czasu z Lizzy, znalezienie chwilki dla siebie i pójście spać. Brzmiało obiecująco. Cieszył się, że mógł pozostawić siostrzenice w rękach Jenny z którą tak dobrze się dogadywał. Był wtedy spokojniejszy niż przy proszeniu o opiekę Ashley czy Summer. Randall w ostatnim czasie czuł się lepiej i nie popsuły tego incydenty związane z okresem świąt Bożego Narodzenia, których świadkiem nieopacznie stała się Watson. Przełknął gorycz jaka wzbierała się w ustach i wiele wysiłku włożył w obecny stan ducha. Póki miał co robić tym lepiej. Przechodząc przez ulicę poprawił poły granatowego płaszcza. W pierwszej chwili jej nie zauważył, sprawdzał wiadomości w telefonie bo zdawało mu się, że słyszał typowy dźwięk przychodzącego SMS-a. Dopiero gdy miał ją na wprost siebie, skupioną na jedzeniu bułki zdał sobie sprawę, że rozpoznał w blondynce Evandrę, a ona jego. Poznał to po spojrzeniu, wystarczyła sekunda i pomysł na skręcenie w boczną uliczkę spalił na panewce. To nie tak, że jej nie lubił. Wręcz przeciwnie. Dawniej rozprawiali godzinami o upadku amerykańskiej literatury oraz przekomarzali się, który autor jest lepszy. Mieli wiele wspólnych tematów i poglądów. Dużo się zmieniło po wkroczeniu w dorosłość. Pielęgnowanie znajomości stało się trudniejsze niż Scott mógłby wcześniej przyznać. Nie był bez winy. Tak jak Evandra nie była jedyną, której unikał. Z Ethelyn również nie było mu po drodze. Wolał się dystansować. Na zachowanie niespełnionego poety istniało wyjaśnienie. Dosyć proste, niemalże prozaiczne - wstyd. — Evandra. — dla jasności wymówił jej imię, a przez twarz przebiegł grymas, który niczym poczwara miał przerodzić się w motyli uśmiech. Zauważył zmiany jakie zaszły w wyglądzie blondynki. Nie obłapiał jej jednak wzrokiem nachalnie. Czekał aż przełknie na spokojnie bułkę. W jednej ręce trzymał siatkę z zakupami, a w drugiej telefon, który zaraz schował do kieszeni płaszcza. Nie było sensu uciekać i wymawiać się płaczącym dzieckiem czy włączonym żelazkiem.
Evandra Price
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 lat Ekwipunek podręczny: klucze, portfel, scyzoryk, smartfon, notes, ołówek, szminka, papierosy, zapalniczka
Evandra choć rozpoznała w tym wysokim, bez wątpienia przystojnym mężczyźnie Scotta, przez krótką chwilę zupełnie skonsternowana, spojrzała wpierw na bułkę, potem na Randalla. Chyba nawet się nie spodziewała, że smaki dzieciństwa przeniosą ją w takowe aż tak dosłownie. Być może pożałowała nawet, że musiał spotkać ją akurat, gdy zapychała się w najlepsze bułką, ale radość z tego, że go zobaczyła, zdecydowanie jej to przysłoniła. Przełknęła kęs i uśmiechnęła się zupełnie tak jakby wiedziała, kiedy skończy się świat. — Scott! Mój boże, kopę lat! — Odparła wesoło, zawijając trzymaną bułkę w papier. Pozwoliła go sobie uściskać, nawet jeżeli gest ten był na wyrost śmiały i mógł zostać źle odebrany. Tyle czasu minęło odkąd widzieli się po raz ostatni, a mimo to wciąż widziała w nim chłopaka, z którym zdarzało jej się poprzekomarzać, gdy odwiedzała Penelope. Poza tym znali się przede wszystkim ze szkoły, wszak byli równolatkami. Jeszcze w trakcie studiów Evandra znalazła gdzieś w starych papierach liściki, które wysyłali sobie na literaturze, wyśmiewające niekompetencję ich ówczesnej nauczycielki. Zachowała je sobie na pamiątkę, pewnie zostały z resztą szpargałów w Nowym Jorku. Wiele ich przed laty łączyło, ale znajomość ta, jak zresztą wiele, zdawała się nie przetrwać próby czasu. Ucieszyła się jednak, gdy przed laty przerzucając programy w holo, natknęła się na znajomą twarz w serialu Klan. Sama Evandra niewiele się zmieniła, może poza kolorem włosów i kilkoma niezbyt głębokimi zmarszczkami w kącikach oczu. Rzucały się jednak na pierwszy plan, jeżeli Scottowi zdarzało się oglądać ją w holo; tam zdecydowana większość ludzi prezentowała się jednak znacznie lepiej, niż na żywo, nawet jeżeli kamera podobno dodawała kilogramów. — Co u ciebie? — Zapytała w końcu, chowając reklamówkę z wypiekami do torebki przewieszonej przez ramię. — Byłam właśnie w piekarni licząc, że zastanę panią Figg. Zawsze dawała nam jakieś ciastko gratis, pamiętasz? — Roześmiała się, jakby bezpiecznie woląc trzymać się tematów przeszłości, nie teraźniejszości. Ta, mimo pozornego sukcesu, który Eva odniosła na polu zawodowym, wiązała się z porażką innego typu, o której nie była jeszcze gotowa rozmawiać, nie mogąc schować dumy do kieszeni i przyznać, że trudno, stało się i należy iść dalej. — Nawet nie sądziłam, że cię tu spotkam — dodała, pomijając całkowicie, że o ile pamięć ją nie myliła, Ethelyn chyba nic o Randallu nie wspominała. A może wspominała? Nie mogła sobie przypomnieć, postanowiła zatem pominąć ewentualny udział lekarki w uprzedzeniu jej o obecności Scotta w mieście.
Scott Randall
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 lat Ekwipunek podręczny: Papierosy, pudełko zapałek, notatnik z ołówkiem, klucze
Nie wiedział skąd się wzięła niechęć do ludzi. Do kontaktów z nimi. Evandra nie była przecież pierwszą lepszą osobą z ulicy. Mieli wspólne zaplecze, tak jak z Rudolphem. Zdawać się mogło, że po powrocie z wielkiego miasta, Scott zdziczał i należało go oswajać ze sobą na nowo. Dla Jenny się starał być miłym i na tyle dopasowanym, aby nie zrezygnowała z wynajmowania pokoju. Potrzebował tych pieniędzy, udawało mu się przełykać nawet gorycz przy dokładaniu się do remontów. Watson chciała wszystko lepszej jakości i solidniejsze, a on upierał się, że wszystko zrobi sam. Albo z pomocą Rudolpha. Na większy remont należało poczekać do wiosny. Opady śniegu nie odpuszczały i istniało zagrożenie zasypania Rode. Nie przepadał za zimą odkąd przestał być dzieckiem. Nawet Lizzy chciała już wiosnę pomimo że spędzała dużo czasu z nim lub Jennifer na lepieniu bałwanów czy zjeżdżaniu z górki na sankach. Podwórko Randallów przypominało bałwanie pobojowisko. Pierwszy dyskomfort ze spotkania Evandry zaczynał mijać. Uśmiechał się już cieplej lecz uścisk był czymś czego się nie spodziewał. Dlatego z jego strony wyszło trochę drętwo, lekko położył rękę na jej plecach i zaraz cofnął. Poniekąd miewał problemy z okazywaniem uczuć, po śmierci rodziców i Penelope to się nasiliło. Stał się jeszcze bardziej zamknięty w sobie i nie skory do przyjmowania jakiejkolwiek pomocy. — To ja powinienem się bardziej dziwić. — odparł zerkając na okruszki po bułce na włosach Evandry. — A nie narzekam. Jest w porządku. Pani Figg już dawno jest na emeryturze, teraz w piekarni pracuje jej siostrzenica. — wyjawił, przechodząc z poważniejszych tematów do plotek. Wolał mówić o innych niż o sobie. Tak było bezpieczniej. — Na długo przyjechałaś do Rode? Kręcisz jakiś reportaż? — zagadnął, raczej żadnej rodziny tu już nie miała, a wiedział jaką pracę wykonywała. Nie powiązał tego z żadnymi plotkami czy informacjami rodem z amerykańskiego pudelka, ponieważ takiego nie czytywał. Plotki z życia sławnych lub nie, mało go interesowały.
Evandra Price
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 35 lat Ekwipunek podręczny: klucze, portfel, scyzoryk, smartfon, notes, ołówek, szminka, papierosy, zapalniczka
Evandra, poniekąd nie do końca świadoma tego, jak obecnie czuje się Scott i jak wyglądają jego relacje z innymi, choć osobliwa reakcja na uścisk, którego szybko pożałowała, dała jej wskazówkę, że coś w tej kwestii uległo zmianom. Wyrzucając sobie w głowie, że to, że wróciła do miejsca w którym spędzała dzieciństwo, jeszcze nie oznacza, że wszyscy łącznie z nią na powrót przenieśli się w czasie i mogą sobie pozwalać na takie beztroskie ruchy. Sama była pod wrażeniem tego, ile śniegu tu wszędzie leżało. W zgiełku odśnieżanych ulic Nowego Jorku nie było miejsca na kontemplowanie wysokości okrywy śnieżnej, nie było zresztą takiej potrzeby. Tutaj natomiast poczuła się z tego powodu, jak w alpejskiej miejscowości, do której przyjechała na narty. Minus góry i minus narty, oczywiście. Powędrowała wzrokiem za spojrzeniem Scotta i choć nie dostrzegła okruszków na włosach, to jak najbardziej te na płaszczu. Zaklęła cicho pod nosem i strzepnęła je z nadzieją, że natknie się potem na nie jakieś ptactwo. Byle nie zmutowane. Sporo słyszała o lasach otaczających to miasteczko w dzieciństwie, przed laty planowała nawet zrobić o tym reportaż. Wówczas jednak jakieś dziwne przeczucia przykuły ją do dużego miasta i z biegiem czasu temat się przedawnił, albo pojawiły się ciekawsze tematy nie wymagające od niej wypraw do lasu i narażające na niebezpieczeństwo. — Czas nikogo nie oszczędza — westchnęła, poprawiając wdzięcznie czapkę. Może nieco zdziwiona nagłym przejawem zainteresowania Scotta życiem miasta, o które nigdy by go nie podejrzewała, tylko potwierdziła swoją teorię. Czas wszystko zmieniał. Miała zatem nadzieję, że i ją wspomoże w jej batalii o zapomnienie i odzyskanie spokoju. — Na jakiś czas — odparła wymijająco. Nie dlatego, że nie chciała mu powiedzieć, raczej sama do końca nie wiedziała, ile tu wytrzyma. Jak na razie była jednak zadowolona z podjętej decyzji, a dzięki Ethelyn odżyła. Nie zapowiadało się zatem, żeby w najbliższym czasie miała uciekać. Poza tym gdzie miałaby wyjechać? Zerknąwszy jednak na zaspy bo bokach chodnika pomyślała, że ciepłe kraje nie byłyby głupim pomysłem. Może Argentyna? — Nie, nie, można uznać, że zrobiłam sobie mały urlop. Taki na kilka miesięcy. Nowy Jork mnie zmęczył — odparła wesoło. Uświadomiwszy sobie, że to sugeruje coś zgoła innego, niż miało miejsce w rzeczywistości, skrzywiła się lekko, dosłownie na ułamek sekundy, nim grymas ten zniknął zastąpiony uśmiechem. Wyjątkowo szczerym, nie wystudiowanym, którym świeciła w holowizji. — Pracuję nad książką. Uznałam, że cisza i spokój Rode dobrze mi zrobią. Dawno mnie tu nie było. Chociaż, jeśli mam być szczera, sądziłam, że więcej się zmieni — dodała, przestępując z nogi na nogę. Czuła, że zaczynają jej zamarzać kolana. — Ethelyn pomogła mi wynająć jakieś mieszkanie i jakoś się tu urządzić, więc pewnie zabawię na dłużej, niż tylko przelotem. Słyszałam, że ominął mnie jarmark — uśmiechnęła się ujmująco. Przyjmując zdawkową odpowiedź Scotta na pytanie, co u niego jako znak, że nie chce o tym mówić, postanowiła przeskoczyć na bardziej neutralny temat, choć jej dziennikarska ciekawość nie pozwalała jej po prostu przejść z tym do porządku dziennego.