KTO: John Silver, Jason Morningstar KIEDY: podczas festynu GDZIE: przy jednym ze stoisk
to, co napisałyśmy na festynie:
Nigdy nie przepadał za tym zasranym festynem. Tłum ludzi z bachorami skutecznie zniechęcał do brania udziału w życiu publicznym miasta. Inna sprawa, że w tym czasie i w Pechowcu było więcej ludzi przepuszczających swoje ciężko zarobione pieniądze i w tłumie chłopakom było łatwo kogoś obrobić. Miał tu się z jednym z nich spotkać. Nie, nie żadnym kieszonkowcem skurwysynem, do tej roboty potrzebny był ktoś porządny. Przycupnął przy jednej z atrakcji dożynek, wyciągnął z kieszeni papierośnicę i zapalił. Sprawa mogła poczekać, ale lepiej było zabrać się za nią wcześniej niż później. Lubił mieć nad tym pewną kontrolę. Szczególnie, kiedy w grę wchodziła nie tylko złośliwość i perfidność wobec ludzi ale i jego pieniądze. Zaciągnął się mocno i wypuszczając nosem dym powiódł wzrokiem po kręcących się nieopodal ludziach. Szukał tej jednej, konkretnej twarzy. Wrzeszczące bachory, biegające za nimi matki, plotkujące staruchy. Gdzieś mu mignął jebany pies Rios goniący za smarkaczem. Lepiej tak, niż żeby miał mu bruździć. Skoro już zjawił się w Rode na festynie to i pokręcić się trochę wypada. Los chciał, że akurat wrócił z polowania gdy wszystko się zaczęło, zdążył poznać kelnerkę w barze, zjeść i chwilę odetchnąć w cichszym miejscu nim znalazł się w samym centrum zabawy. Zdecydowanie wyróżniał się z tłumu, wyglądał trochę obskurnie, trochę nie na te czasy. Miał na sobie starą, skórzaną kurtkę, materiałowe spodnie z wieloma kieszeniami i wysokie buty za kostkę. Broda i nieobcięte włosy dopełniały idealnie wyglądu na miarę nawet bezdomnego. Przystanął na uboczu, obserwował mierzących się na rękę jak i otoczenie. Wejście między ludzi tak całkiem całkiem nie było dobrym pomysłem, zdecydowanie za dużo uwagi mogłoby na nim spocząć ze względu właśnie na wygląd. Zerknął na zegarek. Cierpliwie, bez pośpiechu. Był jeszcze czas. Strzepnął popiół z papierosa i znów zerknął w tłum. Wreszcie znalazł. Dla niektórych na pierwszy rzut oka leśny dziad, dla innych myśliwy z wieloletnim stażem. Dla Silvera był cennym pracownikiem, choć nie pełnoetatowym. Można było to nazwać umową-zleceniem. I z tym właśnie dziś Silver zamierał do niego wyjść. Propozycja, szybka fucha. - Tutaj, Morningstar- uniósł dłoń ni to w geście powitania ni zaznaczenia jedynie swojej obecności. - Jak się masz?- luźne pytanie, niezobowiązujące. Na dobry początek. Rzucił niedopalony papieros na ziemię i przydeptał butem. Sprzątaczki to później pozamiatają, od tego w końcu były, leniwe szmaty. - Nie masz ochoty zarobić trochę grosza? - John Silver nie płacił źle. Cenił sobie lojalność oraz solidną robotę, choć ta nie należała do najłatwiejszych. Łysa glaca Silvera, pięknie... Splunął gdzieś na bok i ruszył w stronę mężczyzny. Mógł się głośniej wydzierać wołając go, cholera, nie cierpiał gdy się odwracali i gapili na niego. -Jakoś.- Typowa odpowiedź na takie pytanie, przynajmniej z jego strony. -Zależy od roboty. Czego potrzebujesz?- W morderstw się nie bawił, nieopłacalne zajęcia. Wycieczki w las i zastraszanie to co innego, tak jak i rabunki. Oparł się o ścianę, założył ramiona na klacie i czekał na odpowiedź. W sumie był nawet ciekaw. Silver uśmiechnął się szeroko. Humor miał dziś mimo wszystko przedni, rano dał żonie po mordzie i pchnął na framugę. Za późno przyniosła mu kawę, leniwa pizda. - Potrzebuję kogoś, kto mi przypilnuje pewnej francy. Wisi mi trochę kasy - powiedział otwarcie patrząc, czy nikt nie postanowił sobie podsłuchać. Jeśli postanowił, to Silver postanowił dać mu w zęby. - Możesz ją znać, Max Mason- dobrze znał Maximę i jej ojca. Stary Marlin nigdy nie wylewał za kołnierz, przez co nie raz napytał sobie biedy. Teraz ponoć się uspokoił, ale któż tam wie? - Została zobligowana do uregulowania długu, który już dawno powinna zacząć spłacać. Odsetki rosną. Nie chciałbym, żeby biedna, straciła wszystko. To nieludzkie, prawda? -Mogę ale nie muszę, raczej nie znam.- Tak dla jasności, Silver musiał mu ją teraz przynajmniej na zdjęciu pokazać. Nie da się inaczej pilnować, skoro nie wie jak wygląda. -Pilnowanie, obserwacja czy raczej mam odzyskać dla Ciebie tę kasę?- Mógł mieć różne pojęcia pilnowania, Jason wolał się upewnić a roboty nie odmawiał. Jeden pies dla kogo, ważne żeby mieć za co żyć.
Silver uniósł brew. Nie znał jej? Myśliwych w Rode nie było wielu i zakładał, że w takim środowisku wszyscy się znają. W końcu tacy nie raz musieli na sobie wzajemnie polegać by przeżyć. Zdjęcia Ma Silver ze sobą nie nosił. - Jej chłoptaś zostawił mi adres. - wręczył Jasonowi niewielką karteczkę, na której napisane było, gdzie młoda Mason mieszka.- Poinformuj ją, że czekam na zwrot pieniędzy. Zgodnie z umową, całość i jej połowa.
Jason Morningstar
Ogólne
Dodatkowe Character sheet Wiek: 36 Ekwipunek podręczny:
Nie jego interes kogo Jason znał, taka prawda. Nie musiał mówić wszystkiego. Sięgnął po karteczkę, sprawdził adres i po chwili podpalił ją zapalniczką. -Jak mocna ma być ta informacja? Może Silver nie chciał robić jej krzywdy? Lepiej się upewnić na zaś niż później dostać mniej kasy za robotę bo gorzej wykonana.