KTO: Ethelyn & Soho
KIEDY: początek lutego
GDZIE: przypadkowe spotkanie na ulicy
Chociaż pogoda tego lutowego wieczoru nie należała do najprzyjemniejszych, Ethelyn oddychała pełną piersią. Jej życie praktycznie zaczynało się na nowo, po tym jak Kandel został unieszkodliwiony i nie groziło jej już żadne niebezpieczeństwo. Przynajmniej mogła bez lęku wyjść na ulicę. Oczywiście nadal pozostawało wiele problemów do rozwiązania. Odzyskanie stanowiska... Choć zaczęła już powoli tracić determinację. Minął ponad rok odkąd przeprowadziła felerną operację na mózgu Blacka i straciła uprawnienia do wykonywania zawodu. Do tego jeszcze pozostał rozwijający się związek z Bradfordem. Chociaż od pewnego czasu podskórnie czuła, że tak właśnie może się skończyć ten jednonocny romans, to jednak wciąż nie mogła przestać tego analizować.
Przez to zamyślenie nie zauważyła przechodnia i zderzyli się ramionami przy mijaniu tak mocno, że torebka Ethelyn zsunęła się z ramienia upadając na śnieg, a przechodzień zachwiał się lekko.
- Przepraszam pana bar... - przekrzywiła lekko głowę - ...dzo.
Rozpoznała częstego klienta swojego sklepu zielarskiego. Soho Fuller. Nie byli przyjaciółmi, niezbyt go znała, lecz lubiła z nim rozmawiać, gdy przychodził. Nigdy nie narzekał, ale zdążyła się zorientować, że jego sytuacja finansowa nie należała do najlepszych. Zawsze dawała mu jakieś próbki herbat czy ziół, dawała rabaty dla stałego klienta.
- Soho? - uśmiechnęła się naprawdę szczerze. - Dawno się nie widzieliśmy. Na chwilę musiałam zamknąć sklep. - powiedziała, choć przecież na pewno zdążył to zauważyć. Podniosła torebkę. - Wszystko w porządku? - z uwagą przyglądała się mężczyźnie.